poniedziałek, 20 lipca 2015

19 "Nic ci się nie stało ?"

        - Za chwilę wyjeżdżamy -  Powiedział Justin pakując do samochodu torbę ubrań.
        - Nie chcę - Jęknęłam w proteście.- Najchętniej zostałabym tutaj. 
        - Wiem, ja też nie chcę stąd wyjeżdżać, ale niestety musimy - westchnął smutny. 
Weszłam jeszcze raz do domu. Pomimo, że byliśmy tutaj tylko trzy dni nie chciałam stąd wyjeżdżać. W ciągu tych wszystkich dni od porwania tutaj czułam się bezpiecznie i szczęśliwa. Westchnęłam i usiadłam na łózko w pokoju.
Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stał Justin.
        - Możemy się zbierać.
        - Ok. - niechętnie wstałam z łózka i przeszłam obok chłopaka patrząc ostatni raz na pokój. Westchnęłam i wyszłam z pokoju. Razem z chłopakiem wyszliśmy z domu. Justin zatrzymał się przy drzwiach i zamknął je. Pomału szłam w stronę samochodu. Starałam się jak najbardziej opóźnić nasz wyjazd. Popatrzyłam na ogród i zobaczyłam, że  jest tam jabłoń. Jak ja kocham jabłka!. Pobiegłam do drzewa. Popatrzyłam do góry i zobaczyłam piękne dojrzałe czerwone jabłko. Chwyciłam się gałęzi, która znajdowała się nade mną i podciągnęłam się. Zaczęłam się wspinać coraz wyżej nie mogąc się już doczekać jak jabłko będzie moje.
        - Jenn co ty robisz ?! - usłyszałam pode mną głos Justina. Spuściłam wzrok i popatrzyłam się na niego.
        - Nie widzisz ? Wspinam się po tamto jabłko- pokazałam palcem na wybrany przez mnie owoc.
        - Mogłaś mi powiedzieć zerwałbym je dla ciebie.
        - A co nie wierzysz, że dam sobie radę ?.
        - Znając ciebie zaraz spadniesz z tego drzewa. - powiedział patrząc na mnie jakbym miała teraz spaść.
        - Nie przesadzaj. - wywróciłam oczami i ponowiłam moją wspinaczkę po gałęziach.
Po kilku minutach byłam wystarczająco wysoko żeby zerwać owoc. Obok niego nie było żadnej mocnej gałęzi żebym mogła na niej stanąć. Ostrożnie przesunęłam się na końcówkę gałęzi  tak żeby mnie utrzymała. Stanęłam na palcach i chwyciłam owoc. W tym samym czasie usłyszałam dźwięk łamiącej się gałęzi i chwilę potem leciałam na dół z jabłkiem w ręce.
        - Jennifer ! - usłyszałam krzyk Justina. Słychać w nim było strach.
Mocno zamknęłam oczy oczekując spotkania z twardą ziemią. Poczułam jak ląduję w ramionach Justina. Impet sprawił, że oboje runęliśmy na ziemi.
        - Boże nic ci się nie stało ? - zapytałam szybko się podnosząc.
        - Nie nie martw się, a tobie ?- zapytał podnosząc się i łapiąc mnie za ramiona i bacznie mi się przyglądając.
        - Dzięki tobie nic. Dziękuje - stanęłam na palce i pocałowałam chłopaka w policzek.
        - Jenn mówiłem ci że spadniesz. Co ci strzeliło do głowy żeby wspinać się na drzewo prawie na sam szczyt po jakieś głupie  jabłko ?!
        - Jus nie bądź zły .Kocham jabłka, a jak zboczyłam tą jabłoń musiałam do niej podbiec. A to jabłko - pokazałam owoc chłopakowi. - Przykuło moją uwagę.
Chłopak przeczesał ręką swoje włosy i wypuścił powietrze z ust.
        - Dobrze, że nic ci się nie stało. Możemy już jechać zanim wpadnie ci kolejny pomysł ?
        - Tak - pokiwałam głową z uśmiechem.
Przetarłam jabłko koszulką i chwyciłam rękę Justina.
        - Chcesz gryza ? - zapytałam się pokazując na jabłko.
        -  Pewnie. - wziął ode mnie owoc i ugryzł go, a po brodzie popłyną mu sok. Zaśmiałam się z niego.
        - Dobre - oddał mi jabłko wycierając brodę rękawem bluzy.
        - Wiem. - uśmiechnęłam się do niego.
Kiedy zjadłam wyrzuciłam ogryzek i wsiadłam do samochodu.

Podróż minęłam nam przyjemnie cały czas rozmawialiśmy, śmialiśmy się i śpiewaliśmy. Lubię te momenty w których niczym się nie przejmujemy.
Po kilku godzinach jazdy byliśmy już na miejscu. Justin zaparkował samochód na krawężniku. Wyszliśmy z niego i udaliśmy się do drzwi frontowych. Justin nacisnął dzwonek. Poczekaliśmy chwilę, ale nikt nie otwierał. Chłopak spróbował jeszcze raz, ale znowu nic. Chłopak odwrócił się do mnie, a na jego twarzy widniało zdziwienie.
        - To dziwne mówił mi, że w weekend nigdzie nie wychodzi.
Jeszcze raz odwrócił się do drzwi i tym razem nacisnął na klamkę. Drzwi otworzyły się. Niepewnie wszedł do środka, a ja zaraz za nim.


Justin


Wszedłem do środka i rozejrzałem się wyglądało tutaj tak samo jak w domu Jennifer. Odwróciłem się do niej. Na jej twarzy wymalowany był strach.
        - Daniel ! - krzyknęła ale nikt jej nie usłyszał. - Musimy go znaleźć.
        - Dobrze tylko się uspokój. - starałem być się spokojny, żeby uspokoić choć trochę Jennifer, ale w środku strasznie się bałem o przyjaciela.
Ruszyliśmy drzwi ja sprawdziłem parter, a Jennifer pierwsze piętro. Niestety nigdzie go nie było. Zamiast tego był wszędzie bałagan.
        - I co teraz robimy ?
        - Nie wiem.- Westchnąłem głośno i przytuliłem dziewczynę do siebie. - Ale musimy z tond znikać.
Usłyszałem za sobą głośny śmiech. Odwróciłem się w stronę z którego go usłyszeliśmy. Zobaczyłam
trzech mężczyzn jeden z nich trzymał Daniela przed sobą, z przyciśniętym nożem do szyi.
        - Jak chcecie to idźcie, ale on umrze. 
****
Rozdział nie sprawdzony. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz