piątek, 27 marca 2015

5 "Przy nim czułam się bezpieczna"

Prze­dzie­ra­łam się przez gęsty las. Wokół było ciemno. Nie wie­dzia­łam, gdzie byłam. Jak ja w ogóle się tutaj zna­la­złam?
– Jen­ni­fer! – Usły­sza­łam gło­śny krzyk, przez który na mojej skó­rze poja­wiła się gęsia skórka. To głos mojej mamy. Brzmiał tak, jakby ktoś robił jej jakaś krzywdę.
– Mamo!
Pobie­głem do miej­sca, skąd doby­wał się głos. Rozglą­da­łam się naokoło, ale ni­gdzie nie widzia­łam jej.
– Jenn! – Usły­sza­łam tym razem krzyk mojego brata. Boże, co tutaj się dzieje — Mamo! Max! Gdzie jeste­ście?!
Nie ode­zwali się, ale w oddali zoba­czy­łam, jak coś się paliło. Pobie­głam szybko do tam­tego miej­sca. Nie mogłam uwie­rzyć w to, co zoba­czy­łam. Dom, w któ­rym się wycho­wy­wa­łam i w któ­rym byli moi rodzica palił się. W oknie zoba­czy­łam syl­wetkę mojego brata. Był w swoim pokoju. Pobie­głam do drzwi i otwo­rzy­łam je. Od razu buch­nął we mnie pło­mień ognia. Szu­ka­łam wzro­kiem jakie­goś miej­sca, żebym mogła się dostać do środka, ale nic nie zauwa­ży­łam.
– Jen­ni­fer? – przy­mru­ży­łam oczy i zoba­czy­łam mojego tatę sku­lo­nego pod ścianą.
– Boże tato! – krzyk­nę­łam prze­raź­li­wie i nie wie­rzy­łam w to, co zoba­czy­łam.
– Córeczko nie wchodź tutaj! – krzyk­nął w moją stronę. Zoba­czy­łam jak obok niego leży nie­przy­tomna mama.
Łzy napły­nęły do moich oczu, a ja roz­glą­da­łam się dookoła, szu­ka­jąc coś, co mogło oby mi pomóc. Nie­stety nic nie widzia­łam.
Nagle sły­sza­łam gło­śny huk i od razu prze­nio­słam wzrok do środka pomiesz­cze­nia. Zoba­czy­łam, jak jakieś cegły przy­gnio­tły tatę i mamę.
-Kocha­nie – szep­nął tata. Ledwo co go usły­sza­łam – Pamię­taj, że zawsze razem z mamą mocno Cie­bie kochamy i jeste­śmy dumni, że mamy taką córkę.
Po ostat­nim sło­wie zoba­czy­łam, jak jego głowa opa­dała.
– Tato! Tato! – otwo­rzy­łam oczy i czuje, że byłam cała spo­cona. Rozej­rza­łam się dookoła i napo­ty­ka­łam zanie­po­ko­jony wzrok Justina.
– Jen­ni­fer wszystko dobrze?
– Nie! Gdzie moi rodzice? – oddy­cha­łam głę­boko i dalej się roz­glą­da­łam.
– To był tylko zły sen – podniósł rękę i otarł mi łzy z policz­ków- Boże – od razu przy­su­nął się do mnie bli­żej – Jesteś cała roz­pa­lona.
Usły­sza­łam jego głos, ale nic do mnie nie docie­rało, na­dal poszu­ki­wa­łam wzro­kiem swo­ich rodzi­ców.

Justin

Widząc Jen­ni­fer w takim sta­nie, serce mi się ści­snęło. Wsta­łem z łóżka i pod­bie­głem do walizki. Wycią­gną­łem apteczkę i wyją­łem ter­mo­metr. Szybko pod­sze­dłem do Jen­ni­fer. Wło­ży­łem jej ter­mo­metr pod pachę i cze­ka­łem dzie­sięć minut. Strasz­nie się dener­wo­wa­łem. Jenn cały czas patrzyła po pokoju i maja­czyła. Wyją­łem jej ter­mo­metr i popa­trzy­łem na niego 39, kurwa. Pobie­głem do łazienki i zmo­czy­łem ręcz­nik w zim­nej wodzie, a następ­nie wbie­głem do pokoju i pobie­głem do Jen­ni­fer. Poma­ga­łem jej się poło­żyć. Tro­chę się ze mną siło­wała, ale w końcu poło­żyła się po chwili. Poło­ży­łem jej ręcz­nik na czole, następ­nie znowu pod­sze­dłem do apteczki i prze­szu­ki­wa­łem ją. Zna­la­złem tabletki na gorączkę. Wycią­gną­łem jesz­cze butelkę wody. Następ­nie wszystko poda­łem dziew­czy­nie.
– Zażyj to, będzie Ci lepiej.
Nie­pew­nie wzięła ode mnie tabletkę, a następ­nie wło­żyła ją do ust i popiła wodą. Wzią­łem od niej butelkę i poło­ży­łem na sto­lik. Poło­ży­łem się obok dziew­czyny i przy­cią­gną­łem ją do sie­bie, poczu­łem, jak mocno drżała z zimna. Mocno ją przy­tu­li­łem i potar­łem ramiona.
-Justin mmoii rodzice – łkała mi w koszulkę.
– Ciii to był tylko kosz­mar rozu­miesz? – popa­trzy­łem jej w oczy i zgar­ną­łem kosmyk wło­sów, który opadł jej na twarz.
– To nie moż­liwe. To było tak strasz­nie rze­czy­wi­ste – zaprze­czyła krę­cąc głowa.
– Jen­ni­fer. Przez całą noc byłaś ze mną w łóżku. Jeste­śmy kilka godzin od Nowego Jorku, to niemoż­liwe, żebyś była tam.
Dziew­czyna zasta­na­wiała się na moimi sło­wami, po czym kiw­nęła głową. Popa­trzyła w moją stronę. Zoba­czy­łem w jej oczach ból i prze­ra­że­nie. Moc­niej zaci­sną­łem swoje ramiona na tali dziew­czyny. Poło­żyła swoją głową na moją klatkę i po chwili usły­sza­łem jak jej oddech nor­muje się. Patrzy­łem na nią i zaopa­trzy­łem, że usnęła.
Po godzi­nie podnio­słem się deli­kat­nie, żeby jej nie obu­dzić i posze­dłem po ter­mo­metr i znowu zmie­rzy­łem jej tem­pe­ra­turę. Zoba­czy­łem, że jest 38. Odetch­ną­łem z ulgą, że tem­pe­ra­tura pomału się zbi­jała. Poło­ży­łem się obok dziew­czyny i pogła­ska­łem ją po policzku. Dużo prze­szła, ale nie zała­mała się. Nie pod­pi­sała tych papie­rów, które wci­skał jej mój ojciec. Każda dziew­czyna, jaką znam od razu, by to pod­pi­sała, żeby nie cier­pieć, ale ona jest inna. Wolała być pobita niż pozwo­lić, żeby stra­ciła życie. Na doda­tek, pomimo tych wszyst­kich ran jest bar­dzo piękna. Usły­sza­łem dzwo­nek tele­fonu i od razu do niego pod­bie­głem, i ode­bra­łem.
– Słu­cham?
– Justin Drew Bie­ber, coś Ty kurwa zro­bił?! – usły­sza­łem ryk mojego ojca i od razu odsu­ną­łem tele­fon od ucha. – Nie tak Cię wycho­wy­wa­łem! Mów mi w tej chwili gdzie jesteś, a w szcze­gól­no­ści gdzie jest dziew­czyna!

Jen­ni­fer

Obu­dził mnie jakiś hałas. Byłam bar­dzo wykoń­czona. Otwo­rzy­łam nie­chęt­nie oczy i zoba­czy­łam Justina przy oknie, jak z kimś roz­ma­wia.
– Mów mi w tej chwili gdzie jesteś, a w szcze­gól­no­ści gdzie jest dziew­czyna! – roz­po­zna­łam od razu głos. Na moim ciele poja­wiły się ciarki, a ja moc­niej przy­tu­li­łam się do koł­dry.
– To nie Twój pro­blem. Nie pozwolę Ci jej skrzyw­dzić. Wiesz, co powi­nie­neś się leczyć. Co Ty naj­lep­szego robisz hmm? – zapy­tał się zde­ner­wo­wa­nym gło­sem chło­pak. Dło­nie miał zaci­śnięte w pię­ści. Tro­chę się go boję w tym sta­nie, ale wiem, że mnie nie skrzyw­dzi. Dziw­nie mu ufam.
– Nie będę z Tobą gadał. – powie­dział i roz­łą­czył się. Odw­ró­cił się w moją stronę i wymu­sił uśmiech.
– Jak się czu­jesz? – pod­szedł do mnie i usiadł obok na łóżku.
– Bywało lepiej – powie­dzia­łam. Chło­pak przy­ło­żył rękę do mojego czoła.
– Widzę, że gorączka już ustę­puje. Masz ochotę wziąć kąpiel?
Poki­wa­łam głową i już zamie­rza­łam wstać, ale powstrzy­mał mnie ręką.
– Pocze­kaj chwilę.
Wstaje i udaje się do łazienki. Sły­szę lejącą się wodę. Z pomiesz­cze­nia wycho­dzi Justin i bie­rze mnie na ręce.
– Justin nie musisz mnie nosić.
– Cicho – uci­sza mnie a na jego twa­rzy widzę uśmiech.
Wnosi mnie do łazienki i ostroż­nie usa­dza mnie na brzegu wanny.
– Uwa­żaj, żeby nie zamoczyć za bar­dzo ran. Są jesz­cze świeże i mogą strasz­nie boleć.
– Justin nie jestem dziec­kiem – powie­dzia­łam ze śmie­chem. Zacho­wy­wał się co naj­mniej jakbym miała pięć lat – Dzię­kuję.
– Nie ma za co. Pomóc Ci się roze­brać? – poru­szył brwiami, na co biorę trochę wody z wanny i go obla­łam.
– Nie dzięki.
Chło­pak krę­cąc głową wyszedł z pomiesz­cze­nia. Ścią­gnę­łam koszulkę i sta­nik. Sta­nę­łam na jedną nogę. Tą zdrową i ścią­gnę­łam majtki. Usi­dłam na skraju wanny i spu­ści­łam się do wody, ale prawą nogę trzy­ma­łam na­dal na skraju wanny, żeby nie zamoczyćć rany. Odchy­li­łam głowę i wes­tchnę­łam. Po dłu­gim cza­sie było przy­jem­niej w końcu się umyć, a woda była cie­pła i przy­jem­nie pach­niała. Pew­nie Justin dolał do niej jakiś ole­jek. Wzię­łam mydło i zaczę­łam pocie­rać ciało następ­nie umy­łam włosy i spłu­ka­łam się. Nie­chęt­nie spu­ści­łam wodę i z tru­dem usia­dłam na wan­nie. Zoba­czy­łam, że na sto­liku przy umy­walce są jakieś spodnie i koszulka. Zało­ży­łam ją, a następ­nie koszy­kar­skie spodnie. Wyglą­da­łam dziw­nie w za dużych ciu­chach Justina. Wzię­łam do ręki moje ciu­chy i puści­łam na nie wody i prze­pra­łam mydłem. Rozwie­si­łam na grzej­niku. Cie­szę się, że łazienka jest mała i nie musiałam wsta­wać. Nie­stety już wszystko skoń­czy­łam. Nie­pewni sta­nę­łam na nogach i poczu­łam prze­raź­liwy ból. Gło­śno jęk­nę­łam. Usły­sza­łam szyb­kie kroki i zoba­czy­łam w drzwiach Justina. Miał prze­stra­szony wraz twa­rzy. Zorien­to­wał się w sytu­acji i pod­szedł do mnie.
– Mogłaś mnie zawo­łać – powie­dział z wyrzu­tem.
– Chcia­łam spró­bo­wać sama- spu­ści­łam głowę. Chło­pak wziął mnie na ręce i prze­niósł na łóżko, po czym sam poszedł do łazienki.
Czu­łam się bez­na­dziej­nie, że nawet nie umiem sta­nąć na wła­snych nogach, tylko Justin musi mnie nosić. Wtu­li­łam się mocno w koł­drę. Byłam już wykoń­czona. Usły­sza­łam jak otwie­rają się drzwi a po chwili mate­rac obok mnie się ugina.
– Jak się czu­jesz? – pyta się z tro­ską Justin. Odw­ra­cam się do chło­paka i posła­łam lekki uśmiech.
– Teraz o wiele lepiej. – Przy­ło­żył mi rękę do czoła i uśmiech­nął się z ulgą.
– Na szczę­ści gorączka już odpu­ściła.
– To dobrze, ale jestem strasz­nie zmę­czona.
– Nie dziwię Ci się. – pogła­skał mnie po policzku, a następ­nie przy­cią­gnął do sie­bie. Przy­tu­li­łam się do niego i czu­łam się naprawdę dobrze. Chło­pak poca­ło­wał mnie w czoło.
– O czym roz­ma­wiałeś ze swoim ojcem? – podnio­słam głowę, żebym mogła na niego popa­trzyć.
– Nie ważne, nie chcę o tym roz­ma­wiać. – marsz­czy brwi i widzę, że tro­chę się zde­ner­wo­wał.
– Będzie nas ści­gał? – zapy­tałam się i nie wiem, czy chcia­łam się tego dowie­dzieć.
– Na pewno. Tak łatwo nam nie odpuści, ale nie przejmuj się teraz tym. Na razie nie wie gdzie jeste­śmy i to się liczy, a jutro wyru­szamy dalej.
– Gdzie?
– Nie wiem, przed sie­bie. – uśmiech­nął się do mnie.

Wtu­li­łam się mocno w chło­paka. Nie wiem co będzie się dalej będzie działo, ale przy nim czuję się bez­pieczna.

***
Prze­pra­szam, że dopiero teraz dodaję, ale mam dzisiaj uro­dziny i nie mogłam dodać wcze­śniej, bo spo­tka­łam się z przy­ja­ciół­kami i rodziną.

Mam nadzieję, że roz­dział się chociaż tro­chę Wam spodo­bał.

Dzię­kuję za wszyst­kie komen­ta­rze pod poprzed­nim postem <3

czwartek, 19 marca 2015

4 "Zabiorę cię stąd i uciekniemy"


Obudziłam się i od razu poczułam straszny ból. Podniosłam głowę i popatrzyłam na  ranę, na nodze. Była strasznie głęboka i nadal wylewała się z niej krew. Ściągnęłam długi rękaw z ramion, skręciłam go i przywiązałam nad raną. Ból, który odczuwałam na całym ciele był nieznośny. Marzyłam tylko o tym, żeby przeszedł. Usiadłam i oparłam plecy o ścianę. Brzuch nadal niemiłosiernie bolał po ciosach ojca Justina. Nie wiedziałam ile już tutaj jestem trzy dni, tydzień. Dobijało mnie to, że jest ciemno. Chciałabym zobaczyć słońce i odetchnąć świeżym powietrzem.
Usłyszałam jak drzwi do pomieszczenia się otwierają, a w nich staje ojciec Justina. Zapala małą lampkę, która daje niewiele światła, ale zawsze to coś. Podchodzi do mnie z uśmiechem na twarzy. Przełykam głośno ślinę, przyciągam nogi do siebie i otaczam je rękoma, a następnie kładę na nie głowę.
- Nie musisz się bać skarbie. – czuję jego dłoń na mojej głowię i mimowolnie się wzdrygam. Nie chcę żeby mnie dotykał. – To co podpiszesz ? – pyta się przesłodzonym głosem.
Kiwam przecząco głową. Czuję jak mężczyzna zabiera rękę. Podnoszę niepewnie głowę do góry i mu się przyglądam. Szczękę ma mocno zacisną tak samo jak dłonie, a jego oczy ciskają we mnie piorunami.
- Widzę, że za bardzo się z tobą cackam. Chciałem tego uniknąć, ale wiedzie, że nie dajesz mi wyboru.- Podnoszę jedną brew do góry, ponieważ nie wiem o czym on do cholery mówi.-  Jutro zabieram cię do naszej siedziby i oddam w ręce moim pracownikom. Na pewno się ucieszą jak zobaczą taką ładną dziewczynę. Jeżeli myślałaś, że jestem zły to zobaczysz jacy oni są i zatęsknisz za mną skarbie. Mogę ci to zagwarantować.
Powiedział po czym wyszedł z pokoju. Była strasznie zrozpaczona. Łzy poleciały po moich policzkach, a ja nie mogłam uwierzyć w to co się tutaj dzieje. Jeszcze jego słowa „ jeśli myślałaś ze jestem zły to zobaczysz jacy oni się i zatęsknisz za mną”. Czyli z piekła idę do jeszcze większego piekła. Super. Schowałam twarz w ręce. Chciałabym z tond zniknąć.
- Jenn ? – usłyszałam głos Justina. Odwróciłam szybko głowę w jego stronę. – Ej nie płacz. Proszę cię. – powiedział z troską w głosie. Szybko ściągnął kratkę, która dzieliła go ode mnie.
- Juuusssttiin oni chccą, a jaa niee pooo- nie umiałam wypowiedzieć jednego sensownego zdania przez moje myśli i płacz.
- Wiem, wszystko słyszałem – powiedział smutnym głosem. Widać było, że jest mu mnie żal. – Ale nie martw się zajmę się tym.
- O czym ty mówisz ? - zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Czym się zajmie?
- Ojciec przed chwilą jak stąd wyszedł powiedział, że musi jechać z chłopakami coś załatwić. Mam nie schodzić do ciebie i  udawać, że nikogo tutaj  nie ma.
- Nadal cię nie rozumiem.
- To przecież proste Jennifer. Zabiorę cię stąd i uciekniemy.
- Że co ? – nie mogłam uwierzyć w to co powiedział. – Justin doceniam to, że chcesz mi pomóc ale to się nie uda. Oni łatwo mi nie odpuszczą. Zresztą nie chcę żebyś miał przeze mnie kłopoty u ojca. Po prostu zrób tak jak powiedział ci tata. Udawaj, że mnie tu nie ma. – doceniałam to, że chcesz mi pomóc ale nie mogę pozwolić żeby mu coś się stało. Teraz dociera do mnie, że nie ma dla mnie ratunku. Może jak bym go nie polubiła, nie przejęła bym się tym, ale chłopak jest miły i przystojny. Nie pozwolę mu żeby przeze mnie zniszczył sobie życie i miał kłopoty u ojca.
-Co ty mówisz ?!– widać było, że trochę się zezłościł.- Jak to nie chcesz żebym ci pomógł ?! Spójrz na siebie! Jeszcze kilka dni i z wycieńczenia i wykrwawienia umrzesz ! Ja ci na to nie pozwolę.- Powiedziawszy to chłopak podniósł się i wyszedł.
Nie wiedziałam co chce zrobić. Nie chcę sprowadzić na niego kłopotów. Pomimo, że wychowywał go ten okropny człowiek chłopak naprawdę jest bardzo fajny. Westchnęłam głośno i położyłam się. Podczas naszej rozmowy przestałam płakać, ale znowu łzy zaczęły zbierać się w moich oczach, a po chwili spływały już po  policzkach.
Po kilku godzinach słyszę jak drzwi do pomieszczenia w którym się znajduję otwierają się. Nie chce patrzeć w tamtym kierunku, by nie widzieć obrzydliwej twarzy mężczyzny. Nie chcę go już nigdy widzieć.
-Boże – rozpoznaję ten głos. Podnoszę głowę i widzę Justina, którego wmurowało na mój widok. Po chwili otrząsa się i podbiega do mnie, po czym bierze na swoje ręce i podnosi- Jesteś strasznie zimna.- Powiedział zaniepokojony i wychodzi z pomieszczenia. Przechodzi przez salon i dociera do drzwi wejściowych. Z trudnością otwiera je i wychodzimy na zewnątrz. Od razu zamykam oczy. Na zewnątrz świeci słońce, a mój wzrok nie przyzwyczaił się do tego, pomimo tego na mojej twarzy pojawia się uśmiech. W końcu nie będzie mnie w tamtym strasznym miejscu.
Chłopak posadza mnie na miejsce dla pasażera, a sam siada za kierownicą. Sięga po coś na tylne siedzenie, a następnie okrywa mnie kocem.
- Lepiej ? – pyta się z troską.
- Tak – wyszeptałam. Byłam strasznie zmęczona, a fotel w samochodzie wydawał mi się taki wygodny po dniach spędzonych w piwnicy. – Dziękuję.
- Nie ma za co. Prześpij się trochę. Teraz jesteś bezpieczna i nie pozwolę, żeby znowu ktoś cię skrzywdził.
Chciałam mu odpowiedzieć, ale byłam zbyt zmęczona.

*

- Jenn – ktoś szturcha mnie w ramię. Niezadowolona z tego odwracam głowę od tej osoby i próbuję zasnąć jeszcze raz . – Ej mała wstawaj.
Niechętnie otwieram oczy i przekręcam głowę do osoby, która nie pozwala mi spać. Widzę uśmiechniętego Justana w drzwiach od mojej strony.
- Co jest ? – pytam sennie przecierając oczy.
- Robimy postój, bo jestem zmęczony i nie dałbym rady dalej jechać.
- Ah ok.
Próbuję wyjść z samochodu, ale od razu jak próbuję stanąć na nodze czuję to cholerne pieczenie na co jęczę.
- Poczekaj pomogę ci. – Justin bierze mnie na ręce, po czym zamyka nogą drzwi od samochodu i słyszę odgłos włączonego alarmu. Kieruje się w stronę hotelu, po czym wchodzi do niego i od razu idzie do windy.
- Nie musimy wynająć pokoju ? – pytam się sennie  tuląc twarz w szyję Justina.
- Już to zrobiłem. – uśmiecha się do mnie i całuje w czoło.
Czekamy, aż winda stanie na naszym piętrze, po czym wychodzimy z niej, a raczej Justin wychodź. Otwiera ostatni pokój na korytarzu, po czym wchodzi do niego i kładzie mnie na łóżku. Jest tak przyjemnie miękkie, że od razu oczy mi się zamykają.
- Ej nie zasypiaj mi tu jeszcze. – podchodzi do mnie, a następnie kuca przy łóżku tak, że nasze twarze są tej samej wysokości.
- Dlaczego ? Strasznie mi się chce spać – jakby na zawołanie ziewam.
- Opatrzę twoje rany i będziesz mogła się położyć spać ok ? – pyta się na co ja niechętnie kiwam głową na zgodę.
Wyciąga rękę z wacikiem do mojego policzka, po czym przemywa go wodą utlenioną. Zaciskam zęby czując ból. Szybko kończy go dezynfekować, a następnie nakleja na niego dużego plastra. Teraz przechodzi do mojej nogi, która jak mi się wydaje, jest w o wiele gorszym stanie. Sięga do zapięcia moich spodni, po czym unosi głowę żeby móc na mnie spojrzeć.
- Mogę ? – pyta się.
Niechętnie kiwam głową ponieważ wiem, że musi je ściągnąć żeby dokładnie przyjąć się mojej ranie. Rozpina guzik, po czym rozporek i najdelikatniej jak potrafi ściąga je ze mnie.
- Ała – krzyczę, kiedy materiał spodni ociera się o moją ranę. Chłopak od razu przestaje je ściągać i patrzy na mnie.
- Przepraszam, ale muszę je ściągnąć. Dasz radę wytrzymać ? – pyta się, na co kiwam głową im szybciej je ściągnie, tym będzie lepiej. Chłopak powraca do za przestałej czynności. Zaciska zęby i ściskam ręce w pięści. Po policzku spływają mi łzy, ale nie odzywam się. Kiedy w końcu spodnie lądują na ziemi biorę głęboki oddech. Justin marszczy brwi patrząc na ranę.
- Nie wygląda za dobrze – przenosi wzrok na moją twarz. Podchodzi do mnie i ściera łzę, która akurat płynie po moim policzku – Ej co jest ?
- Po prostu boli, ale nie przejmuj się tym.  Im szybciej to zrobisz tym lepiej dla mnie.
Chłopak kiwa głową po czym znowu podchodzi do rany. Najdelikatniej jak potrafi odkaża ją, ale pomimo tego boli tak strasznie. Wkładam pięść między zęby zagłuszając krzyk. Kiedy kończy odkażać, zawija moje udo bandażem. Podnosi się, a następnie wyrzuca waciki do kosza, a wodę utlenianą chowa do apteczki. Ściąga koszulkę i spodnie, a potem podchodzi od drugiej strony łózka i kładzie się obok mnie. Zamykam oczy i próbuję unormować mój oddech. Czuję na talii ramiona chłopaka, który przyciąga mnie do siebie. Kładę swoją głowę na jego klatkę piersiową, a następnie wybucham płaczem jak dziecko przez to co przeszłam
- Ciii Jenn. Wszystko już będzie dobrze. Nie pozwolę już nikomu ciebie skrzywdzić. – głaszczę mnie po placach z góry na dół.
Wtulam się w niego jeszcze mocniej i próbuję się uspokoić. Po dłuższej chwili mój oddech normuje się, a ja zasypiam 

****
Oto kolejny rozdział mam nadzieję, że wam się spodoba :D 
Dziękuję za wszystkie komentarze <3 
Do następnego :*

czwartek, 12 marca 2015

3 " Nie chciałam go już nigdy widzieć "

Obudziłam się na dźwięk otwieranych drzwi. Do pomieszczenia wszedł tata Justyna. Nie chciałam go już nigdy widzieć, ale wiem, że to było nie możliwe, bo przecież mnie porwał.
     - Widzę, że się obudziłaś, to dobrze – podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy – Zmądrzałaś już i podpiszesz ?
    - Nie – powiedziałam cicho. Podniosłam na niego wzrok i zobaczyłam, że przestaje się do mnie uśmiechać, kuca przy mnie i bierze moją twarz w swoje ohydne łapy.
    - To widzę, że musimy porozmawiać inaczej – powiedział, po czym podniósł się i wyszedł z pomieszczenia.
Wzięłam głęboki wdech i przekręciłam swoje ciało z boku na plecy. Cicho jęknęłam, bo całe ciało niemiłosiernie mnie bolało. Usłyszałam, jak drzwi znowu się otwierają, a w nich staje ten sam mężczyzna. W ręku trzyma coś długiego, ale nie mogę tego dostrzec. Jest za ciemno w pokoju.
Podchodzi do mnie i bierze zamach ręką. Czuję jakby ogień rozrywał mój policzek. Krzyczę głośno i podnoszę rękę, i go dotykam. Leci mi z niego krew. Teraz już wiem, co trzyma w ręku to bat.
     - I co zastanowiłaś się ? – pyta się, ale nic mu nie odpowiada.
Znowu cię podnosi rękę i czuję pieczenie na nodze. Do oczu napływają mi łzy, ale nie chcę się rozpłakać przy tym mężczyźnie. Nie chcę, żeby widział, jak cierpię. Pochyla się nade mną i przejeżdża palcem po moim rozcięciu na policzku. Odsuwam głowę od jego dłoni. To tak cholernie boli! Zwijam się w kulkę. Mażę, tylko żeby sobie poszedł i dał mi spokój. Czuję jeszcze dwa uderzenia w plecy i odpływam.

*

Budzę się i od razu czuję ostry ból na całym cielę. Łzy płyną po moich policzkach, a ja szlocham. Nie chcę tutaj być ! Chcę wrócić do domu! Do mojej rodziny.
     - Jen ? – słyszę głos Justina i odwracam do niego twarz. Widzę, jak jego źrenice się rozszerzają na mój widok, a na twarzy maluje się przerażenie – Boże co oni ci zrobili ?
Płaczę jeszcze bardziej, nie chcę, żeby widział mnie w tym stanie.
     - Ej skarbie nie płacz.
Otwieram oczy i widzę, jak chłopak mi się przygląda ze smutkiem w oczach. Po chwili wstaje i gdzieś idzie. Super! Nawet on nie chcę na mnie patrzeć. Pewnie wyglądam jak jakiś potwór lub gorzej. Słyszę, jak wraca i kładzie się na podłodze, żeby móc na mnie spojrzeć. Ściąga klatkę i wyciąga do mnie dłonie, w których trzyma wacik nasączony jakimś płynem.
    - Przybliż się, musimy odkazić ci tę ranę. – uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
Próbuję się do niego przybliżyć, ale moje ciało odmawia posłuszeństwa. Całe mnie boli, a rozcięcia spowodowane batem palą tak, jakby ktoś przypalił mi w tym miejscu skórę. Chłopak widząc moje męczarnie, zabiera rękę i kładzie obok siebie wacik, po czym z powrotem wysuwa ręce w moją stronę.
     - Podaj mi, ręce pomogę ci.
Podaje mu ręce, a on przyciąga mnie do siebie tak blisko, jak tylko może. Unosi moją brodę, żeby muc na mnie spojrzeć i widzę w jego oczach ból. Przykłada do mojego policzka wacik. Czuję pieczenie, ale nie jest porównywalne z tym, co czuję na całym cielę. Kiedy kończy, chce mi przykleić plaster, ale zatrzymuję jego rękę. Marszczy brwi, nie wiedząc, o co mi chodzi.
     - Jeszcze twój ojciec się dowie, że do mnie przychodzisz. – powiedziałam.
Chłopak po przemyśleniu skinął głową.
     - Faktycznie nie pomyślałem. - Odkłada wszystko koło siebie i znowu na mnie patrzy – jesteś głodna ?
Po jego pytaniu zastanawiam się, a mój brzuch daje o sobie znać. Faktycznie nie jadłam, odkąd tutaj się znalazłam.
     - Tak i to bardzo. – mówię, na co chłopak posyła mi lekki uśmiech i znika na chwilę. Wraca, kładzie się i podaje dwie kromki. Biorę je i szybko zjadam. Potem podaje mi jeszcze herbatę. Biorę łyk i od razu wzdycham. Patrzę na chłopaka i widzę, że mi się przygląda.
     - Dziękuję, tego mi było trzeba. – uśmiecham się do niego.
     - Nie ma za co, potrzebujesz czegoś jeszcze ? – pyta się z troską w głosie.
     - Nie, ale jeszcze raz dziękuję.
     -Ejjj nie płacz już. Wiesz, może opowiedz mi coś o sobie ? – zaproponował.
     - Co chcesz wiedzieć ?
     - hmmm. Nie wiem. Ogólnie opowiedz mi o swojej rodzinie, co lubisz robić, cokolwiek — ok. – zastanawiałam się, co mogę mu powiedzieć. – Więc tak mam mamę, tatę i starszego brata. Mama kiedyś pracowała, ale jak pojawił się mój brat, to rzuciła ją, żeby się nim zająć, a później mną. Taty cały czas nie ma w domu. Ma własną firmę, więc albo siedzi do późna w pracy, albo ma jakieś ważne wyjazdy służbowe. Pomimo tego wiem, że nas bardzo kocha i gdyby tylko mógł, byłby z nami cały czas w domu. Mój brat ma dwadzieścia dwa lata. Pomimo że jest tak stary, nadal mieszka z nami. Czasami ma niezłe odpadły i potrafi rozbawić mnie do łez, a czasem wręcz przeciwnie. W tym roku miałam plany, żeby pójść na studia. – westchnęłam. Miałam zaplanowane życie. Najpierw studia, potem praca i znalezienie sobie jakiegoś chłopaka, a następnie ślub i dzieci. A teraz nie wiem, jak będzie wyglądało moje życie.
     - Ejjj. – powiedział Justin i przyłożył swoją dłoń do mojego policzka, i starł łzy, które znowu spływały po nim – Mówiłaś o studiach. Na jaki kierunek chciałaś pójść ?
     - Na prawo. Zawsze chciałam być albo prawnikiem, albo policjantem. Rodzice we mnie wierzyli i zawsze wspierali. Jedynie mój brat powtarzał, że nic z tego nie wyjdzie, bo jestem za głupia, ale wiem, że kłamał i tym chciał, żebym mu pokazała, że się myli. – popatrzyłam na niego i widziałam, że wszystko, co mówię, uważnie słucha.- A ty ? Opowiedz mi coś o sobie.
     - Moje życie nie jest takie kolorowe jak twoje – powiedział chłopak i wziął z powrotem swoją rękę, i podłożył pod brodę, żeby było mu wygodniej.- Od małego praktycznie wychowywał mnie tata. Nigdy nie poznałem mamy po porodzie. Widziałem ją tylko na zdjęciach. Była bardzo piękna. – Widziałam, jak uśmiecha się na wspomnienia. – Przez te wszystkie lata nie wiedziałem, co robi mój ojciec. Czasami zastanawiałem się, dlaczego wychodzi nieraz rano, a wraca wieczorami albo dlaczego często schodzi do piwnicy. Zabronił mi tutaj wchodzić. Od zawsze zastanawiałem się, dlaczego, ale teraz już wiem. Żałuję, że nie wiedziałem tego wcześniej. – posmutniał przy wypowiedzeniu ostatniego zdania.
     -Dlaczego ?
     - Ponieważ zrobiłbym coś z tym. – powiedział pewnie. Zmarszczyła brwi.
     - Co ? – zapytałam się ciekawa odpowiedzi.
     - Nie wiem, na pewno coś bym wymyślił. Mój ojciec nie może robić tego, co robi!.
     - Justin- złapałam go za rękę i ścisnęłam mocno.- Nie zadręczaj się tym.
     - Dobra.- powiedział i patrzy na mnie. Zmieszałam się, ponieważ nie lubiłam, jak ktoś mi się przygląda.
Chłopak westchnął głośno.
     -Muszę już iść, bo ojciec będzie mnie szukał.
     - Ach dobrze – powiedziałam smutno. Nie chcę, żeby szedł. Jest jedyną osobą tutaj, która jest dla mnie miła. Dobrze mi się z nim rozmawia i nie boję się go. Dziwnie mu ufam. Nie wiem dlaczego. Po prostu tak jest. Dziwi mnie to, bo nigdy tak szybko nikomu nie zaufałam. Byłam raczej osobom, która dopiero po dłuższym czasie komuś ufa.
     - Jenn jutro też przyjdę i porozmawiamy dobrze ? – zapylał się, przytaknęłam twierdząco głową, chłopak ścisnął moją rękę po czy wziął ją – trzymaj się.

Wstał i wyszedł z pomieszczenia, a ja zostałam sama.

*****
Oto kolejny rozdział ;). Za błędy przepraszam, ale pisałam go w szpitalu w poczekalni... sprawdzę go, jak wrócę do domu.

Dziękuję za 9 komentarzy pod poprzednim rozdziałem, nie wiecie nawet jak mnie to ucieszyło <3 jesteście wspaniali <3

piątek, 6 marca 2015

2 "Tak w ogóle jestem Justin"

- Obudź się – słyszę krzyk.
Uchylam niechętnie swoje oczy i widzę mężczyznę. Tego samego co wczoraj mnie spoliczkował.
- Wczoraj nie miałaś ochoty podpisać tego formularza. Więc, dzisiaj to zrobisz. Rozumiesz mnie ? – pochylił się nade mną i poczułam zapach papierosów.
- Nie – nie wiem, skąd pojawiła się u mnie odwaga, żeby się mu przeciwstawić – Nie podpiszę go teraz, ani nigdy! Wypuść mnie do cholery ! Co ja ci zrobiłam!
- Ty, nic mi nie zrobiłaś – powiedział mężczyzna, a następnie się złowieszczo zaśmiał – Ale nie chcesz wiedzieć, co ja mogę ci zrobić.
- Po co w ogóle wam jestem potrzebna ?
- Jeszcze się nie zorientowałaś złotko ?- kucnął obok mojego zwiniętego ciała.- Nie potrzebujemy cię, tylko twoich narządów a w szczególności serce i wątrobę.
Na jego słowa otworzyłam szeroko oczy. Co on przed chwilą powiedział ?.
- Że co ? – zapytałam się, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.
- Głucha jesteś czy co ? – zapytał się już lekko wkurzony. – Potrzebne mi twoje narządy. Więc z łaski swojej podpisz ten formularz i będę mógł zabrać się z moją pracę.
- Nie rozumiem, dlaczego akurat wybraliście mnie – powiedziałam.
- Pamiętasz, jak byłaś na badaniach miesiąc temu ?– zapytał się zirytowany mężczyzna.

-hmm- pomyślałam przez chwilę – no tak.
- W tym właśnie czasie dostaliśmy zlecenie. Moi ludzie przeglądali wyniki w szpitalu. Nie pytaj nawet jak, bo ci nie powiem. Więc twoje wyniki były najlepsze ze wszystkich. Więc przestań gadać i podpisuj to.
- Nie podpiszę tego- powiedziałam pewnie, bo bałam się, jak zareaguje mężczyzna.
Mężczyzna zacisnął ręce w pięści i zmierzył mnie gniewnie wzrokiem. Złapał za moją twarz i wpatrywał się w nią.
- Jeże nie podpiszesz tego dobrowolnie, to cię do tego zmuszę, a uwierz mi, nie chcesz tego.
Przełknęłam głośno ślinę. Mężczyzna wyjął z kieszeni tę głupią kartkę i mi ją podał. Wzięłam ją w rękę i zmięłam, rzucając w kąt pomieszczenia. Mężczyzna wkurzył się, wstał z miejsca i kopną mnie z całych sił w brzuch. Kurwa jak to cholernie boli. Zamachnął się jeszcze raz i po chwili poczułam drugie uderzenie. Schylił się i pociągnął mnie za włosy do góry. Z moich ust wydobył się głośny krzyk, a łzy które wstrzymywałam, popłynęły po moich policzkach.
- Sama to wybrałaś kochanie – szepnął mi do ucha, a ja zamknęłam oczy, nie chcąc się na niego dłużej patrzeć. Po chwili poczułam mocne uderzenie w policzek i kolejne w następny.
- Proszę cię, przestań- błagałam mężczyznę, ale on nic sobie z tego nie zrobił, Otworzyłam oczy i patrzyłam, jak się nade mną pochyla.
Już miał coś powiedzieć, ale drzwi od pokoju otworzyły się i wszedł jakiś kolejny mężczyzna — Szefie twój syn tutaj schodzi. – powiedział, a mężczyźnie, który się nade mnie się pochylał, rozszerzyły się źrenice i mogłam wywnioskować z jego wyrazu twarzy, że jest przestraszony. Szybko ode mnie odszedł i poszedł do mężczyzny.
- Jak to tutaj schodzi?! Nie może tutaj wejść. On. – nie dokończył, bo w progu pokazał się jakiś chłopak. Miał na oko dwadzieścia lat. Włosy miał postawione na żelu do góry, czekoladowe oczy i mogę powiedzieć, że był przystojny.
Rozejrzał się dookoła i zatrzymał swój wzrok na mnie- Beże co tutaj się dzieje Tato ? – spojrzał na niego z przerażeniem.
- Tyle razy mówiłem ci, że nie możesz tutaj schodzić ! – powiedział mężczyzna i złapał za ramię chłopaka, wyciągając go z pomieszczenia. Zamkną drzwi i usłyszałam przekręcany klucz. Jakbym miała jeszcze siły, żeby stąd uciec. Słyszałam jakieś krzyki, ale nie mogłam usłyszeć, o czym oni rozmawiają, a nawet nie chciałam. Położyłam się na plecach, a z moich oczu dalej leciały łzy. Chciałam wrócić do domu, do mojej rodziny. Tak bardzo za nimi tęsknię. Za moją nadopiekuńczą mamą, za tatą który rzadko jest w domu, bo pracuje, żeby utrzymać rodzinę i za moim wkurzającym starszym bratem. Chciałabym ich zobaczyć.
Objęłam się ramionami, bo w pomieszczeniu było strasznie zimno. Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła, ale niczego nie znalazłam. Żadnego materaca, czy koca. Westchnęłam głośno. Wiem, że to już mówiłam, ale tak bardzo nie chcę tutaj być!. Przekręciłam się na bok i próbowałam jakoś się ułożyć. Pomimo że całe moje ciało strasznie mnie bolało i nie czułam twarzy.
- Pss – Poderwałam głowę do góry i próbowałam zlokalizować, z kąt pochodzi ten dźwięk. – Tutaj.
Odwróciłam głowę do miejsca, skąd dobywał dźwięk. Próbowałam się podnieść, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Jakoś się doczołgałam do ściany i zobaczyłam, że jest tutaj klatka wentylacyjna. Przysunęłam głowę do niej i popatrzyłam. Zobaczyłam twarz chłopaka.
- Wszystko dobrze ? – zapytał się cicho. Słyszałam w jego głosie troskę.
- Nie – pokręciłam głową, a mój głos załamał się przez płacz. Spuściłam głowę na dół.
- Ej popatrz się na mnie – powiedział. Podniosłam głowę i popatrzyłam na chłopaka. – Co mój ojciec chce od ciebie ?
- Moich narządów. – powiedziałam, a mój płacz przeszedł w szloch.
- Że co ? – wyszeptał. Oczy miał szeroko otwarte i wydać było, że był zdziwiony tym, co usłyszał. Pokręcił głową i znowu popatrzył na mnie. – Nie mogę w to uwierzyć.
- Niestety to prawda – powiedziałam.
-Ej nie płacz.
Widziałam, jak coś robi przy klatce i po chwili wyciągną kratkę, która nas odgradzała. Otwór był średni, ale mogłam teraz przyjrzeć się dokładniej chłopakowi. Był naprawdę przystojny.
Wyciągnął rękę w moją stronę i chwycił moją. Ścisnął ją mocno, żeby mnie jakoś pocieszyć.
-Ciiii– wyszeptał. Rozplątał nasze palce i przeniósł ją na moją twarz. Pogłaskał mnie po policzku, na co się skrzywiłam się z bólu. Szybko wziął ją i chwycił mnie znowu za rękę – Przepraszam.
- Nic się nie stało- powiedziałam i trochę się uspokoiłam. – Dlaczego jesteś dla mnie miły ?
- O co ci chodzi ?- chłopak zmarszczył brwi i popatrzył się na mnie.
- No… jesteś synem tamtego mężczyzny. – powiedziałam i popatrzyłam się na niego. Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego jest dla mnie miły, chociaż jego ojciec chce mnie zabić, a moje organy wewnętrzne sprzedać gdzieś za grube pieniądze.
- Nigdy nie wiedziałem, co robi mój ojciec. Nie pozwalał mi tutaj schodzić. Już teraz wiem dlaczego. – spojrzał się na mnie. Widziałam w jego oczach, że strasznie mi współczuje.
Pokiwałam głową, bo nie wiem, co mogłabym mu powiedzieć. Chłopak ścisnął moją rękę.
- Tak w ogóle jestem Justin – uśmiechną się do mnie. Nie mogłam się powstrzymać i też się uśmiechnęłam. Jego uśmiech był bardzo zaraźliwy.
- Jennifer.
- Ładne imię – powiedział, na co się zarumieniłam. Na szczęście chłopak tego nie mógł zobaczyć, ponieważ było ciemno w pomieszczeniu.
- Justin ! – usłyszeliśmy krzyk, na co się spięłam.
Chłopak popatrzył się na mnie, po czym ostatni raz ścisnął moją rękę i zabrał ją.
- Muszę już iść, ale jutro jeszcze raz przyjdę. Dobrze? – zapytał się, na co kiwnęłam głową.

Justin założył kratkę z powrotem na miejsce, po czym podniósł się i poszedł. Był naprawdę miły inny niż jego przerażający ojciec.
*****

Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że chociaż w minimalny sposób wam się spodobał ;)
Dziękuję za 5 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Nie wiecie nawet jak mnie to ucieszyło <3 <3