poniedziałek, 27 kwietnia 2015

9 "To dzięki tobie księżniczko."

Poszłam do salonu i usia­dłam na kana­pie. Bałam się o Justina. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Nadal mam przed oczami to, jak stra­cił przy­tom­ność.
Po kilku minu­tach Ryan wyszedł z gabi­netu. Od razu się podnio­słam.
– I co z nim? – pode­szłam do niego chcąc dowie­dzieć się, czy wszystko z nim w porządku.
– Stra­cił dużo krwi i jest osła­biony. Zszy­łem mu tę ranę, była głę­boka, ale na szczę­ście nie wdało się zaka­że­nie. Do dwóch godzin powi­nien się obu­dzić – posłał mi lekki uśmiech, ale widzia­łam w jego oczach, że też się mar­twi o przy­ja­ciela. – Chcesz może coś do jedze­nia czy do picia?
– Nie dzięki. – podnio­słam rękę i zgar­nę­łam włosy, które spa­dły mi na twarz
-Choć na chwilę ze mną – powie­dział kie­ru­jąc się do kuchni. Ruszy­łam niepew­nie za nim. Poka­zał ręką, żebym usia­dła na krze­śle co uczy­ni­łam. Wyszedł na chwilę z pomiesz­cze­nia. Po chwili wró­cił z apteczką w ręce. Wycią­gnął waciki i wodę utle­nianą. Nalał wodę na wacik, po czym podniósł na mnie wzrok. – Może tro­chę szczy­pać – uprze­dził mnie, a potem przy­ło­żył wacik do mojej rany i poczu­łam pie­cze­nie. Zaci­snę­łam zęby, ale na szczę­ście ból nie trwał długo. Ryan nakleił jesz­cze pla­ster i było po wszyst­kim. – Gotowe – powie­dział uśmie­cha­jąc się do mnie.
-Dzięki – Nie czu­łam się przy nim dobrze, bo nie zna­łam za bar­dzo jego. Podra­pa­łam się po karku- Mogę wejść do Justina?
– Pew­nie.
– Dzięki – od razu podnio­słam się z krze­sła i wyszłam z kuchni kie­ru­jąc się do drzwi od gabi­netu Ryana.
Weszłam do środka i gdy ujrza­łam chło­paka mój nie­po­kój tro­chę zma­lał. Pode­szłam do łóżka i usia­dłam na krze­śle, które stało obok niego. Niepew­nie wzię­łam jego dłoń w swoją. Była tro­chę zimna, a to dziwne, ponie­waż zazwy­czaj Justin był jak grzej­nik. Spoj­rza­łam na jego twarz. Pod oczami miał cie­nie przez nie­wy­sy­pia­nie się. Na policzku miał dużego siniaka, a warga była prze­cięta oraz miał ranę na czole. Pomimo tych wszyst­kich ran na­dal był bar­dzo przy­stojny. Teraz wyglą­dał tak spo­koj­nie i młodo. Pod­nio­słam wolną rękę i zgar­nę­łam mu grzywkę, która spa­dła na jego twarz. Poczu­łam jak jego palce lekko ści­snęły moje.
– Justin? – zapy­tałem się go, dokład­nie przy­glą­da­jąc się jego twa­rzy, żeby upew­nić się, czy mi się nie zda­wało, ale zoba­czy­łam, że poru­szył powie­kami. – Pro­szę otwórz oczy. – pogła­dzi­łam go ręką po policzku. – No dalej.
Po chwili chło­pak podniósł powieki i mogłam zoba­czyć jego cze­ko­la­dowe oczy. Rozglą­dał się po pomiesz­cze­niu, a kiedy spoj­rzał na mnie na jego twa­rzy poja­wił się lekki uśmiech. – Wszystko w porządku? – zapy­tałam się go z tro­ską w gło­sie. Chło­pak zmarsz­czył brwi.
– Chyba tak… Czuję się bar­dzo senny, pew­nie Ryan podał mi lekki prze­ciw­bó­lowe.
– Pew­nie tak – poczu­łam ulgę, że nie odczuwa bólu. – Widać, że zna się na tym.
– Nic dziw­nego – powie­dział chło­pak popra­wia­jąc się na łóżku. – Stu­diuje aktu­al­nie medy­cynę, a ten gabi­net – poka­zał rykną na pomiesz­cze­nie – kupił mu ojciec, wiesz na zachętę. Mówił, że jak zda już stu­dia może mu się przy­dać.
-I przy­dał się – uśmiech­nę­łam się, ale po chwili spo­waż­nia­łam.
– Nic Ci nie jest? – zapy­tał się z tro­ską w gło­sie.
– Nie. Nic mnie nie jest, nie martw się. – pogła­dzi­łam kciu­kiem jego dłoń, którą trzy­ma­łam w ręce.
– Na pewno? – musia­łam się upew­nić.
– Tak.
Usły­sza­łam jak drzwi się otwie­rają, a do środka wcho­dzi Ryan. Widząc, że Justin się obu­dził uśmiechną się i pod­szedł do kum­pla.
– Siema – usiadł na kraju łóżka- Stary wyglą­dasz okrop­nie.
– Dzięki. – zaśmiał się sza­tyn pod nosem. – Tak w ogóle dzięki, że pozwo­li­łeś się nam tutaj zatrzy­mać.
– Nie ma sprawy wiesz, że możesz przy­jeż­dżać do mnie w każ­dej chwili.
– Dzięki. Tak w ogóle to jest Jen­ni­fer – wska­zał na mnie. – Jen­ni­fer – zwró­cił swoją uwagę na mnie – To jest Ryan. – Posła­łam chło­pakowi uśmiech a on odwza­jem­nił mi się tym samym.
– Jak się czu­jesz? Z nagą wszystko w porządku? – zapy­tał się Ryan
– Taaa, ale czuję się tro­chę otu­ma­niony.
– To przez środki prze­ciw­bó­lowe.
– To dla­tego nie czuję tej rany – uśmiechną się, po czym jakby sobie o czymś przy­po­mniał, zmarsz­czył brwi i spoj­rzał na mnie. – A jak Twoja noga?
– Moja noga? Z nią wszystko w porządku. – wzru­szy­łam ramio­nami.
– Na pewno? Ostat­nio nie wyglą­dała zbyt dobrze.
– O co cho­dzi? – zapy­tał się Ryan nic nie rozu­mie­jąc.
-Kiedy mój ojciec por­wał Jen­ni­fer chciał ją zmu­sić do pod­pi­sa­nia doku­mentu, kiedy tego nie zro­biła przy­szedł do niej z batem i prze­ciął jej poli­czek i nogę.
Ryan podniósł się z miej­sca i pod­szedł do mnie. Chwy­cił za pod­bró­dek, żebym na niego popa­trzyła.
– Myśla­łem, że to rana po wypadku. – zmarsz­czył brwi.
– Ta rana nie była zbyt głę­boka i szybko się goiła, ale za to ta na nodze nie wyglą­dała zbyt dobrze. – poin­for­mo­wał Justin chło­paka.
– Mogę ją zoba­czyć? – zapy­tał się Ryan. Nie wie­dzia­łam, czy mam się zgo­dzić. Wsty­dzi­łam się przed nim roze­brać, ale wie­dzia­łam, że chce mi tylko pomóc. Westch­nę­łam następ­nie wsta­łam z miej­sca. – Może­cie się na mnie chwilę nie patrzeć? – chło­paki poki­wali gło­wami. Ran odwró­cił się do mnie ple­cami, a Justin odwró­cił głowę w stronę ściany. Odpię­łam spodnie i zsu­nę­łam je z nóg. Usia­dłam na krze­śle i przy­kry­łam się nimi, żeby czuć się tro­chę lepiej.
– Może­cie już się odwró­cić – powie­działam nie­śmiało.
Chło­paki odwró­cili się w moją stronę. Ryan ukuc­nął przy mnie i odwi­nął ban­daż. Kiedy skoń­czył moim oczom uka­zała się na­dal nie ładna rana, ale wyglą­dała już przy­naj­mniej lepiej niż przed­tem.
– hmm nie wygląda tak źle. Jesz­cze około tygo­dnia, dwóch, a powinna się zagoić. – uśmiech­nął się w moją stronę, po czym wstał i po doszedł do szafki. Wycią­gnął z niej ban­daż i sprej odka­ża­jący. Pod­szedł do mnie, a następ­nie psik­nął mi na ranę. Za szczy­pała jesz­cze gorzej niż rana na czole. Po moim policzku spły­nęła łza. Ryan odsta­wił sprej, a następ­nie obwi­nął ban­da­żem moją nogę.
– Gotowe – powie­dział i wstał.
– Dzięki. – posła­łam mu uśmiech ście­ra­jąc łzę z policzka. Zerk­nę­łam na Justina. Zoba­czy­łam jak mi się przy­glą­dał. Usiadł na łóżku i spu­ścił nogi na podłogę.
– Co Ty chcesz zro­bić? – zapy­tałam się powstrzy­mu­jąc go ręką.
– Wstać? To łózko jest stro­sze­nie nie­wy­godne – jęk­nął pró­bu­jąc wziąć moją rękę z jego ramie­nia.
– Justin. Nie powi­nie­neś wsta­wać. Jesteś jesz­cze osła­biony, a noga pomimo prosz­ków prze­ciw­bó­lo­wych na­dal będzie Cię bolała. – wtrą­cił się Ryan.
– Nie chcę prze­cież iść do chin. – wes­tchnął ziry­to­wany chło­pak prze­wra­ca­jąc oczami – Chcę tylko przejść do jakie­goś pokoju gdzie jest wygod­niej­sze łózko.
– No dobra – zgo­dził się zre­zy­gno­wany Ryan – Ale kła­dziesz się i odpo­czy­wasz. Ok?
– Tak mamo – powie­dział słod­kim gło­sem Justin. Uśmiech­nę­łam się z tego, jak to słodko zabrzmiało.
Ryan pomógł Justi­nowi wstać, po czym udali się do drzwi. Wyprze­dzi­łam ich i otwo­rzy­łam im drzwi. Szłam za nimi kory­ta­rzem. Przy­sta­nęli przed ostat­nimi drzwiami po lewej stro­nie. Otwo­rzy­łam im jesz­cze te drwi. Ryan wszedł z Justi­nem do niego, a następ­nie pomógł mu się poło­żyć na łóżku, po czym wyszedł z pokoju. Chcia­łam wyjść za nim, ale zatrzy­mał mnie głos sza­tyna,
– Zosta­niesz ze mną?. – odwró­ciłam się do niego. – Pro­szę. – popa­trzył się na mnie pro­szą­cym wzro­kiem.
– No dobra – powie­działam pod­cho­dząc do niego. Chcia­łam usiąść na fotelu obok łóżka, ale poczu­łam uścisk na nad­garstku. Chło­pak pocią­gnął mnie w swoją stronę. Poło­ży­łam się deli­kat­nie obok chło­paka.
– Dzięki, że zosta­łaś –uśmiech­nął się do mnie przy­cią­ga­jąc do sie­bie. Poło­ży­łam głowę na jego klatce pier­sio­wej. Poczu­łam jak chło­pak głasz­czę mnie po gło­wie. – Cie­szę się, że nic Ci się poważ­nego nie stało.
– Dzięki Tobie, że tak szybko zare­ago­wa­łeś, jak zauwa­ży­łeś tamto auto. Gdyby nie to pew­nie nie byłoby nas tutaj.
– Nawet tak nie mów. – chło­pak potrzą­sną głową– Ale to nie tylko moja zasługa, to Ty krzy­cza­łaś, żebym uwa­żał. To dzięki Tobie księż­niczko.
Cie­szy­łam się, że Justin nie widział teraz mojej two­rzy, ponie­waż wkra­dły się na nią rumieńce. Po kilku minu­tach usły­sza­łam jak oddech chło­paka unor­mo­wał się. Zerk­nę­łam na niego zoba­czy­łam, że zasną. Uło­ży­łam się wygod­niej, po czym też usnę­łam.

Do następnego !! :*

niedziela, 19 kwietnia 2015

8 "Justin ? Justin, słyszysz mnie ?"

Poczu­łam, jak samo­lot zaczął się trząść. Ści­snę­łam mocno rękę Justina, którą trzy­ma­łam. Sza­tyn popa­trzył się na mnie. Puścił moją dłoń, żeby mocno objąć mnie ramie­niem. Poło­ży­łam głowę na jego ramię.
– Spo­koj­nie Jenn, to tylko tur­bu­len­cje. Nie dener­wuj się tak. – Wyszep­tał w moje włosy, a następ­nie zło­żył na mojej gło­wie poca­łu­nek.
– Jak mam się nie dener­wo­wać jak cały samo­lot się trze­pie? – zapy­ta­łam tro­chę spa­ni­ko­wana. – A co jak zaraz pilot straci nad nim pano­wa­nie, a my spad­niemy?! Ja nie chcę tak młodo umrzeć! Jus ja…
Poczu­łam, jak chło­pak potrzą­sną moimi ramio­nami.
– Jenn uspo­kój się nic Ci się nie sta­nie. Jasne? – prze­su­nął ręką moją głowę, żebym mogła na niego spoj­rzeć. Z jego oczu biła powaga i szcze­rość. Dziw­nie mu uwie­rzy­łam i po chwili wzię­łam głę­boki wdech, a następ­nie wypu­ści­łam powie­trze ustami. Po kilku powtó­rze­niach uspo­koiłam się i opar­łam o fotel. Aku­rat w tym mone­cie samo­lot też się uspo­koił. Usły­sza­łam cichy pisk.
– Prze­pra­szamy za chwi­lowe tur­bu­len­cje. – wydo­był się z gło­śni­ków kobiecy głos.
– Pff tak chwi­lowe – prych­nę­łam pod nosem, ale usły­sza­łam, jak chło­pak obok mnie się zaśmiał. – Prze­nio­słam na niego wzrok. – Justin ile będziemy mniej wię­cej lecieli?
– Około 7 godzin. – powie­dział po chwili zasta­no­wie­nia.
Westch­nę­łam gło­śno i opar­łam głowę o sie­dze­nie. To będzie naprawdę długa droga.

*

– Jenn – usły­sza­łam cichy głos Justina przy moim uchu. Otwo­rzy­łam oczy i rozej­rza­łam się. – Komuś się tutaj usnęło. – powie­dział z uśmie­chem.
– Naj­wy­raź­niej. – powie­dzia­łam zie­wa­jąc. Roz­cią­gnę­łam się i popa­trzyłam na Justina.
– Zaraz będziemy wysia­dać.
– Już dole­cie­li­śmy? – zapy­ta­łam się nie mogąc uwie­rzyć, że tak szybko to minęło.
– Tak prze­spa­łaś całą podróż. – uśmiech­nął się do mnie uro­czo. Miał prze­cu­downy uśmiech.
Po kilku minu­tach już wysia­dły­śmy z samo­lotu i Justin szu­kał swo­jej torby. Rozej­rza­łam się po lot­ni­sku było tro­chę więk­sze niż w Nowym Yorku. Poczu­łam uścisk na swo­jej dłoni spoj­rza­łam na Justina, który posłał mi uśmiech.
-Idziemy? – zapy­tał się. Poki­wa­łam twier­dząco głową. Ruszy­li­śmy do drzwi wyj­ścio­wych z lot­ni­ska. Gdy wyszli­śmy z niego rozej­rza­łam się dookoła. Lon­dyn był naprawdę bar­dzo piękny.
– Pocze­kasz tutaj chwilę? – zapy­tał się chło­pak. Zmarsz­czy­łam brwi nie wie­dząc co chciał zro­bić, ale zgo­dzi­łam się.
Justin poszedł za jakiś budy­nek. Przy­sta­wa­łam z nogi na nogę. Dziw­nie się czu­łam w obcym kraju nie zna­jąc nikogo. Zoba­czy­łam, że obok mnie pod­jeż­dża czarny samo­chód. Szyba uchy­liła się, a ja zoba­czy­łam w środku Justina w oku­la­rach.
– Skąd masz ten samo­chód?
– Z par­kingu – zsu­nął oku­lary na nos i mru­gnął do mnie. – Nie stój tak, tylko wsia­daj.
Ruszy­łam się z miej­sca i pode­szłam do drzwi od pasa­żera, a następ­nie otwo­rzyłam je i usia­dłam na skó­rza­nym fotelu. Justin się­gnął ręką do kie­szeni i wycią­gnął tele­fon. Wyszu­kał jakiś numer, a następ­nie przy­ło­żył tele­fon do ucha.
– Hej Ryan… Wszystko w porządku mam do Cie­bie prośbę … No wiec dowie­dzia­łem się o okrop­nym sekre­cie mojego ojca i razem z Jen­ni­fer ucie­kamy od nie­go… Nie to, tylko przy­ja­ciółka – mówiąc to zer­k­nął na mnie, a następ­nie wsłu­chi­wał się w to, co Rayan ma mu do powie­dze­nia. – Naprawdę … Więc możemy u Cie­bie się zatrzy­mać? … Kurde stary jesteś świetny … Ta to do zoba­cze­nia za nie­długo – roz­łą­czył się, po czym scho­wał komórkę z powro­tem do kie­szeni.
– I co? – zapy­ta­łam się. Chło­pak popa­trzył się na mnie z uśmie­chem.
– Powie­dział, że jestem głupi, że się pytam.
Zaśmia­łam się na jego słowa. Chło­pak prze­krę­cił klu­czyki, po czym ruszył.
– Ile się do niego jedzie?
– Zaw­sze musisz być taka cie­kaw­ska? –za­śmiał się nie spusz­cza­jąc wzroku z jezdni. – Za nie­długo powin­ny­śmy być.
– Dzięki i prze­pra­szam – powie­dzia­łam spusz­cza­jąc głowę.
– Jesteś taka nie­śmiała – powie­dział sza­tyn krę­cąc głową.
– Wcale nie – zaprze­czy­łam.
Jecha­li­śmy auto­stradą przez dzie­sięć minut, a następ­nie wyje­cha­li­śmy z niej i jecha­li­śmy drogą.
– Uwa­żaj! – krzyk­nę­łam zauwa­ża­jąc samo­chód, który jechał pro­sto na nas. Justin krę­cił kie­row­nicą chcąc ochro­nić nas przed wypad­kiem. Samo­chód wpadł w poślizg, a po chwili zaczął dacho­wać. Ude­rzy­łam głową w szybę i poczu­łam ból na czole, a następ­nie spły­wa­jącą po niej ciecz. Samo­chód zatrzy­mało drzewo, w które wpadł. Dym prze­szedł przez roz­bite szyby do środka samo­chodu. Zakasz­la­łam przez dym.
– Justin? – Popa­trzy­łam się na chło­paka, który miał głowę poło­żoną na kie­row­nicy. Szybko odpię­łam pasy i otwo­rzyłam z tru­dem drzwi od mojej strony. Wsta­łam z samo­chodu i od razu zgię­łam się w pół przez ból, który czu­łam przez poobi­jane ciało. Po chwili wypro­stowałam się i pode­szłam do drzwi od strony Justina. Pocią­gnę­łam za klamkę, ale nie chciały się otwo­rzyć. Poło­ży­łam nogę obok drzwi i jesz­cze raz pocią­gnę­łam za nie. Tym razem się otwo­rzyły, a ja upa­dłam na zie­mię. Szybko się podnio­słam i pode­szłam do drzwi. Pod­nio­słam ręką deli­kat­nie głowę chło­paka i prze­ra­zi­łam się na ten widok. Na lewym policzku miał sinika, z czoła tak jak mi leciała krew. Zerk­nę­łam na dół i zoba­czy­łam, że szkoło z roz­bi­tej szyby wbiło mu się w udo. Poczu­łam meta­liczny zapach i zro­biło mi się nie­do­brze. Potrzą­snę­łam deli­kat­nie za jego ramiona, żeby nic mu się poważ­niej­szego nie stało.
– Justin? Justin, sły­szysz mnie? – W odpo­wie­dzi sły­sza­łam lek­kie pomru­ki­wa­nia chło­paka. – Pro­szę otwórz oczy!
Po chwili oczy chło­paka otwo­rzyły się. Widzia­łam w nich dez­orien­ta­cje, ale szybko zmie­niło się w ból.
– Kurwa. – zaklął cicho, ale usły­sza­łam to. Chło­pak spu­ścił wzrok na swoją nogę. Chwy­cił za odła­mek szkła ster­czący mu z nogi. Gdy zorien­to­wa­łam się co chce zro­bić szybko przy­ło­żyłam dłoń na jego.
– Nie możesz tego zro­bić! – powie­dzia­łam gło­śno.
– Czemu? – prze­niósł na mnie wzrok. Moje serce ści­snęło się na widok tego, jak cier­piał.
– Możesz zro­bić sobie jesz­cze więk­szą krzywdę. Naj­le­piej jak­by­śmy poje­chali na pogo­to­wie i zoba­czył to lekarz. – na moje słowa chło­pak szybko potrzą­sną głową.
– Nie możemy iść do leka­rza. Mój ojciec mógłby szybko zorien­to­wać się gdzie jeste­śmy i nie lubię szpi­tali na ten zapach, i widok tych nud­nych bia­łych pokoi, aż rzy­gać mi się chce.
Wzię­łam rękę i odgar­nę­łam włosy, które spa­dły mi na twarz. Justin wyko­rzy­stu­jąc oka­zję, że nie trzy­ma­łam jego ręki wycią­gnął szkoło. Na jego twa­rzy poja­wił się gry­mas bólu. Mocno zaci­snął szczękę i oczy. Z jego uda leciało coraz wię­cej krwi. Wzię­łam do ręki swoją koszulkę i ode­rwa­łam spory kawa­łek mate­riału. Zawią­za­łam go nad jego raną.
– Musimy się z tond ruszyć. – jęk­nął chło­pak.
– Jak Ty sobie to niby wyobra­żasz? Masz głę­boką ranę i zaraz się wykrwa­wisz! – powie­dzia­łam gło­śno cho­dząc naokoło z ner­wów.
– Jenn po pierw­sze uspo­kój się, a po dru­gie pomóż mi wstać. Ryan mieszka pięć minut z tond.
Nie byłam pewna co do tego, co chce zro­bić. Nie­pew­nie pochy­li­łam się i pomo­głam mu się podnieść. Chło­pak syk­nął z bólu lekko się zgi­na­jąc.
– Wszystko w porządku? – prze­stra­szy­łam się czy nic mu się nie dzieje.
– Tak wszystko ok – pró­bo­wał wysi­lić uśmiech, ale nie wyszło mu.
Chwy­ciłam go pod ramię i powoli ruszy­li­śmy. Justin cały czas cicho jąkał. Pró­bo­wałam mu jakoś pomóc. Moja noga dalej dawała o sobie znać, ale igno­ro­wa­łam to. Teraz naj­waż­niej­szy był Justin. Po chwili przed naszymi oczami poja­wił się brą­zowy dom. Justi­nowi coraz cię­żej się szło. Chcia­łam jak naj­szyb­ciej dojść do drzwi, ale wie­dzia­łam, że sza­tyn nie byłby w sta­nie szyb­ciej iść. Kiedy w końcu sta­nę­li­śmy przed drzwiami szybko naci­snę­łam dzwo­nek. Gdy nikt nie otwo­rzył klik­nę­łam jesz­cze raz.
– Spo­koj­nie nie pali się! – usły­sza­łam głos zza drzwi. Kilka sekund póź­niej drzwi się otwo­rzyły, a w nich sta­nął wysoki bru­net. Był uśmiech­nięty, ale jak tylko nas zoba­czył uśmiech szybko opu­ścił jego twarz.
– Boże co się stało? – pod­szedł do nas i pomógł mi wnieść Justina do środka.
– Mie­li­śmy wypa­dek. – wyszep­tał Jus cicho.
– Jaki wypa­dek?
– Samo­cho­dowy. Jakieś auto jechało pod prąd na nas. Justin pró­bo­wał jakoś go wymi­nąć, ale wpa­dli­śmy w pośli­zgi ude­rzy­li­śmy o drzewo. Mnie nic się nie stało, ale Justin miał wbite szkło w nogę, które potem wycią­gnął.
– Co?! – chło­pak popa­trzył się na przy­ja­ciela. – Wiesz, że mogłeś zro­bić sobie jakąś dodat­kową krzywdę? Mało Ci?
Justin nie ode­zwał się. Poczu­łam jak jego ramie ześli­zguje się ze mnie. Z pomocą chło­paka pod­trzy­ma­li­śmy go, żeby nie upadł. Szybko popa­trzyłam na niego. Był nie­przy­tomny.
– Pomóż mi zanieść go do gabi­netu.
Wzmoc­ni­łam uścisk na chło­paku i razem z Ryanem zanie­śli­śmy go do jego gabi­netu. Chło­pak otwo­rzył drzwi i moim oczom uka­zało się łóżko na kół­kach takie jak jest w szpi­talu i różne szafki. Poło­ży­li­śmy Justina na łóżku. Chło­pak zba­dał mu puls.
– Na szczę­ście czuję puls. – chło­pak ode­tchnął z ulgą.
– Choć pomóż mi ścią­gnąć jego spodnie. – powie­dział zwra­ca­jąc się do mnie.
– Co? Ja … Nie … ja – zaczę­łam się jąkać.
– Coś nie tak? Prze­cież jesteś jego dziew­czyną.
– Nie. Jeste­śmy tylko przy­ja­ciółmi. – powie­dzia­łam czer­wie­niąc się.
– A jed­nak mówił prawdę. Cóż i tak musisz mi pomóc. – powie­dział.
Przełknę­łam gło­śno ślinę. Pode­szłam do chło­paka i chwy­ciłam za jego pasek. Ścią­gnę­łam go, a potem chwy­ciłam za guzik od spodni i odpie­ra­łam go. Następ­nie odpię­łam zamek. Ryan podniósł lekko Justina, żeby nic mu się nie stało, a ja ścią­gnę­łam z niego spodnie. Moim oczom uka­zała się głę­boka rana. Skrzy­wi­łam się na ten widok. Nie­na­wi­dzi­łam krwi.
– Dzięki. Możesz wyjść z pokoju? Muszę zszyć mu tę ranę, a widzę jak reagu­jesz na krew.

– No dobra – powie­dzia­łam odwra­ca­jąc się i wyszłam z pomiesz­cze­nia. Chcia­łam zostać z chło­pakiem, ale wie­dzia­łam, że jest w dobrych rękach.

****
Oto 8 roz­dział. Za bar­dzo mi się nie podoba, ale nie wie­dzia­łam co w nim jesz­cze zmie­nić i nie mam już czasu, bo muszę kuć na egza­miny.

Wszyst­kim tym któ­rzy piszą egza­miny życzę powo­dze­nia!: *

Do następ­nego: *

środa, 8 kwietnia 2015

7 " Chciałam żeby to wszystko co się działo było tylko moim snem"

Widzia­łam jadący samo­chód za nami. Moje serce szybko biło, a na dło­nie zaczęły się trząść ze zde­ner­wo­wana. Popa­trzy­łam na Justina. Był sku­piony na jeździe, gdyby nie to, że co chwile patrzył się w lusterko wsteczne nie powie­działabym, że nawet wie, że nas ści­gają.
– Trzy­maj się mocno – powie­dział zer­ka­jąc na mnie.
Chwy­ci­łam się mocno sie­dze­nia tak jak kazał. Samo­chód jechał coraz szyb­ciej. Zerk­nę­łam na lusterko boczne i zoba­czy­łam, że samo­chód jadący za nam też przy­śpie­sza. Zaczę­łam się coraz bar­dziej dener­wo­wać. Justin szybko skrę­cił na drogę leśną. Trze­pało samo­cho­dem przez nie­równą drogę, ale chło­pak nie zwol­nił wyda­wało mi się, że jedzie nawet jesz­cze szyb­ciej. Bałam się, że zaraz samo­chód się roz­wali.
– Ej wszystko w porządku? – zapy­tał się Justin. Widzia­łam, że jest bar­dzo zde­ner­wo­wany.
– Tak – powie­dzia­łam.
– Na pewno? Jesteś strasz­nie blada. – powie­dział ze zmar­twie­niem w gło­sie.
– Tak na pewno
Widzia­łam, że mi nie uwie­rzył, ale na razie dał mi spo­kój. Wyje­cha­li­śmy na szczę­ście z lasu i teraz pędzi­li­śmy auto­stradą. Zerk­nę­łam w lusterko boczne i na szczę­ście nie widzia­łam już tego samo­chodu. Westch­nę­łam gło­śno z ulgą. Popa­trzy­łam na Justina, ale na­dal był sku­piony na dro­dze i jechał dalej z coraz więk­szą pręd­ko­ścią.
– Już nas nie gonią – poin­for­mo­wa­łam chło­paka.
– Wiem, ale musimy się jak naj­szyb­ciej od nich odda­lić, żeby nas szybko nie dogo­nili.
– Och ok – powie­dzia­łam wzdy­cha­jąc.
Prze­krę­ci­łam głowę w stronę okna patrząc na kra­jo­braz za nim. Nie wiem jak długo będziemy musieli ucie­kać i czy ten facet da nam spo­kój. Boję się, że nie. Co jak nas znaj­dzie? Czy będę musiała umrzeć?
Poczu­łam jak Justin mocno skrę­cił, a moja głowa ude­rza o oko.
– Ała – jęk­nę­łam gło­śno przy­kła­da­jąc dłoń do bolą­cego miej­sca.
– Boże prze­pra­szam Jenn. Wszystko w porządku? – zapy­tał się zatro­ska­nym gło­sem Justin.
– Tak to nic – posła­łam mu wymu­szony uśmiech, żeby się nie zamar­twiał.
– Na pewno?
– Tak.
Opar­łam głowę o zagłó­wek i zamknę­łam oczy. Chcia­łam, żeby to wszystko, co się działo było tylko moim snem. Usz­czyp­nę­łam się na wszelki wypa­dek w rękę, ale nie­stety poczu­łam ból co ozna­czało, że działo się to naprawdę.

*

– Jenn – poczu­łam jak ktoś deli­kat­nie sztur­cha mnie w ramię.
Otwo­rzy­łam oczy i zoba­czy­łam Justina sto­ją­cego w drzwiach.
– Co się dzieje? – zapy­ta­łam zie­wa­jąc i prze­tar­łam ręką oczy.
– Nic się nie dzieje, po pro­stu zgłod­nia­łem i pomy­śla­łem, że zatrzy­mamy się, żeby coś zjeść – powie­dział z uśmie­chem.
– Dobrze – odpowie­dzia­łam jesz­cze zaspana.
Justin wziął mnie na ręce i ruszył do przy­droż­nego baru. Wesz­li­śmy do niego i znowu wszy­scy patrzyli się na nas. Westch­nę­łam gło­śno i wtu­li­łam głowę w klatkę pier­siową Justina. Chło­pak wybrał dla nas miej­sce na końcu baru. Pomógł mi usiąść na krze­śle, a następ­nie sam usiadł przede mną.
– Dzień dobry. – pod­szedł do nas uśmiech­nięta kel­nerka- Coś podać?
– Tak dla mnie ham­bur­gera – powie­dział Justin. Kel­nerka na niego spoj­rzała i od razu się zaru­mie­niła.
– Dla mnie to samo – powie­działa nie zer­ka­jąc nawet na menu.
– Dobrze. Coś jesz­cze? – zapy­tała się patrząc na Justina, ale on nie zwra­cał na nią uwagi, tylko patrzył na mnie.
– Nie dzię­kuję – powie­dzia­łam.
Kel­nerka poszła reali­zo­wać nasze zamó­wie­nie, a ja rozej­rzałam się po barze. Było tutaj tro­chę ciemno przez to, że cały budy­nek był zbu­do­wany z ciem­nego drewna tak samo, jak stoły i krze­sała.
– Wszystko w porządku? – usły­sza­łam głos Justina.
– Tak, czemu się pytasz? – zapy­ta­łam się nie wie­dząc, o co mu cho­dzi.
– Bo przez dobre pięć minut nie odry­wa­łaś się i wyda­wa­łaś się jakaś nie­obecna.
– Oh. Tak tylko patrzy­łam.
Zapa­dła mię­dzy nami nie­zręczna cisza. Nie mogłam się dzi­siaj na niczym sku­pić. Cały czas zamar­twiałam się, że zaraz Ci męż­czyźni nas znajdą. Zaczę­łam się krę­cić na sie­dze­niu. Na szczę­ście naszą cisze prze­rwała kel­nerka kadząc przed nami jedze­nie.
– Pro­szę. Mam nadzieję, że będzie pań­stwu sma­ko­wać.
– Dzię­ku­jemy – odpowie­dział Justin posy­ła­jąc jej sze­roki uśmiech. Dziew­czyna też się do niego uśmiech­nęła, a następ­nie poszła do innego sto­lika.
Pry­ch­łam i wzię­łam ham­bur­gera do ręki, a następ­nie go ugry­złam. Usły­sza­łam śmiech Justina. Pod­nio­słam głowę do góry.
– Co Cię tak śmie­szy?
– Ty. –powie­dział poka­zu­jąc na mnie pal­cem.
– To zna­czy?
– Na całej twa­rzy jesteś uma­zana keczu­pem.
Momen­tal­nie zro­bi­łam się czer­wona i spu­ści­łam głowę.
– Czy Ty się rumie­nisz?
– Nie – zasło­ni­łam twarz dłońmi zaże­no­wana.
Chło­pak roze­śmiał się jesz­cze gło­śniej. Wzię­łam szybko chu­s­teczkę i wytar­łam twarz. Dokoń­czy­li­śmy posi­łek w mil­cze­niu.
– Więc gdzie masz zamiar dalej jechać? – zapy­ta­łam się cie­kawa.
– Pomy­śla­łem, żeby­śmy poje­chali do Lon­dynu. – chło­pak podra­pał się po karku.
– Co!? – spy­ta­łam się z nie­do­wie­rza­niem. – Prze­cież będziemy musieli lecieć samo­lo­tem.
– No nie­stety, ale tam mam kolegę. Będę musiał zadzwo­nić do niego, ale z pew­no­ścią nas przyj­mie. Nie zosta­niemy u niego za długo nie chce, żeby miał pro­blemy jakby nas mój tata zna­lazł.
Poki­wa­łam głową zre­zy­gno­wana. Chło­pak wyjął z kie­szeni port­fel, po czym odli­czył odpo­wied­nią sumę, a następ­nie poło­żył je na stole. Pod­szedł do mnie i wziął na ręce. Wysz­li­śmy z restau­ra­cji. Chwilę póź­niej sie­działam już w samo­cho­dzie. Justin usiadł za kie­row­nicą, włą­czył samo­chód i ruszył dalej.

*** Dwie godziny póź­niej***

Zatrzy­ma­li­śmy się przed lot­ni­skiem. Justin pod­szedł do drzwi od mojej strony i otwo­rzył je. Chciał mnie wziąć na ręce, ale go zatrzy­ma­łam.
– Chcę spró­bo­wać sama. – powie­dzia­łam. Widzia­łam jak przez chwilę się wahał.
– Dobra, ale jak mocno Cię będzie bolało to od razu masz mi powie­dzieć. Jasne?
-Tak.
Podał mi dłoń poma­ga­jąc wstać. Nie­pew­nie wyszłam z samo­chodu. Noga dalej bolała, ale na szczę­ście już mniej. Posła­łam lekki uśmiech Justi­nowi. Chło­pak szybko pod­szedł do bagaż­nika wycią­gnął torbę, a następ­nie wró­cił do mnie. Wziął mnie pod ramię i ruszy­li­śmy do wej­ścia. Chło­pak rozej­rzał się naokoło i pocią­gnął mnie lekko w stronę kasy. Kupił dwa bilety w pierw­szej kla­sie. Przełknę­łam gło­śno ślinę, kiedy kasjerka popro­siła o nasze pasz­porty. Zerk­nę­łam na Justina, ale wyda­wał się spo­kojny. Wło­żył rękę do kie­szeni i wycią­gnął dwa pasz­porty. Spoj­rza­łam na niego pyta­jąco, ale posłał mi szybki uśmiech. Pani podała nam dwa bilety. Chło­pak wziął je do ręki razem z pasz­por­tami, a następ­nie chwy­cił mnie za rękę i uda­li­śmy się do odprawy. Na szczę­ście prze­szli­śmy przez nią bez żad­nych pro­ble­mów. Następ­nie weszli­śmy do samo­lotu i zaję­li­śmy miej­sca. Ja mia­łam przy oknie a Justin sie­dział obok mnie. Zaczę­łam się krę­cić na sie­dze­niu.
-Wszystko dobrze? – zapy­tał się zatro­ska­nym gło­sem.
– Tak jest dobrze. Tylko lecę samo­lo­tem po raz pierw­szy. – powie­dzia­łam zakło­po­tana.
– Nie mar­twa się będzie dobrze – uśmiechną się do mnie- Przy mnie nic Ci nie grozi.
Przez jego ostat­nie słowa na moich policz­kach poja­wiły się rumieńce i sze­roko się uśmiech­nę­łam.
– Aww znowu się rumie­nisz.
– Wcale nie — spu­ści­łam głowę.
Kiedy już nie czu­łam rumień­ców na twa­rzy podnio­słam głowę i spoj­rza­łam się na Justina.
– Mogła­bym zbo­czyć nasze pasz­porty?
– Pew­nie
Wycią­gnął je z kie­szeni i mi podał. Wzię­łam je od niego i otwo­rzyłam pierw­szy. Uka­zało mi się zdję­cie uśmiech­nię­tego Justina.
– Po raz pierw­szy widzę, że ktoś tak ład­nie wyszedł na zdję­ciu do doku­men­tów. – wymsknęło mi się. Poczu­łam wzrok Justina na sobie. Znowu moja twarz przy­po­mi­nała buraka. Spoj­rza­łam na chło­paka i widzia­łam jego sze­roki uśmiech. Gdy zoba­czył, że popa­trzy­łam się na niego puścił mi oczko. Zaśmia­łam się cicho i odwró­ciłam wzrok znowu na pasz­port.
– Edward Wolf? – popa­trzy­łam się na chło­paka.
– No prze­cież nie mogłem podać nasze praw­dziwe nazwi­ska.
-Mhm.
Otwo­rzy­łam drugi pasz­port i zoba­czy­łam moje zdję­cie.
– Z kąt je masz? – zapy­ta­łam się poka­zu­jąc zdję­cie chło­pakowi.
– Zna­lazłem w Twoim port­felu. – zmarsz­czy­łam brwi.
– Z kąt mia­łeś mój port­fel?
– Jak się dowie­dzia­łem, że Cię prze­trzy­mują pomysz­ko­wa­łem tro­chę w domu i zna­lazłem w biurku ojca koszyk, a tam był Twój tele­fon i port­fel. Prze­pra­szam nie powi­nie­nem zaglą­dać, ale byłem cie­kawy. Zna­lazłem tam Twoje zdję­cie i trzy inne.
– Fak­tycz­nie — przy­zna­łam po chwili- Mia­łam w port­felu swoje zdję­cie, mamy, taty i brata – na ich wspo­mnie­nie coś ści­snęło mnie w sercu.
– Wszystko ok? Nagle posmut­nia­łaś,
– Tak jest dobrze po pro­stu bar­dzo tęsk­nie za nimi.
Chło­pak objął mnie ręką i przy­cią­gnął do sie­bie. Poło­ży­łam głowę na jego ramie­niu i pró­bo­wa­łam się tro­chę uspo­koić. Kiedy mi to się udało zer­k­nę­łam na imię i nazwi­sko na pasz­por­cie.
– Vanessa Wolf? – zaśmia­łam się.
– Pró­bo­wa­łem wymy­ślić jakieś ładne imię.
– hmm może być.
– Pro­szę zapiąć pasy zaraz star­tu­jemy – pode­szła do nas ste­war­desa.

Zro­bi­łam to, co kazała. Zer­ka­łam na okno i zaczę­łam się dener­wo­wać. Mam nadzieję, że nic nam się nie sta­nie.

****
Dodaję dzi­siaj roz­dział, bo praw­do­po­dobne w week­end będę się uczyła do egza­mi­nów –. –

Mam nadzieję, że roz­dział cho­ciaż tro­chę się Wam spodo­bał: *

Jeżeli prze­czy­ta­łaś to pro­szę sko­men­tuj. Nawet kropką nawet taka mała rzecz spra­wia wielki uśmiech na mojej twa­rzy: D.

Do następ­nego!!: D

piątek, 3 kwietnia 2015

6 "Znaleźli nas"

Zmru­ży­łam oczy na sku­tek pro­mieni sło­necz­nych, które padły na moją twarz. Otwo­rzy­łam oczy i prze­tar­łam je dło­nią. Zerk­nę­łam na Justina, ale on spał dalej. Prze­krę­ci­łam się z boku na plecy. Zrzu­ci­łam z sie­bie koł­drę i zer­k­nę­łam na dół. Ban­daż na moim udzie był cały zakrwa­wiony. Zgię­łam z tru­dem nogę i zaczę­łam odwi­jać ban­daż. Zamknę­łam oczy i wzię­łam głę­boki wdech. Uchy­li­łam powieki i zoba­czyłam, że rana jest w złym sta­nie. Naj­gor­sze było to, że jest głę­boka i zosta­nie mi po niej bli­zna. Prze­krę­ci­łam głowę w bok. Zoba­czy­łam na sto­liku sprej odka­ża­jący i ban­daże. Wzię­łam sprej i nie­pew­nie zbli­ży­łam go do rany i psik­nę­łam. Ból był prze­ra­ża­jący. Ści­snę­łam mocno zęby, a po moich policz­kach momen­tal­nie spły­nęły łzy. Jęk­nę­łam gło­śno, bo już nie wytrzy­ma­łam bólu. Usły­sza­łam jak Justin poru­sza się.
– Co jest? – pyta zachryp­nię­tym, zaspa­nym gło­sem. Prze­krę­cam głowę w jego stronę. Momen­tal­nie przy­bli­żył się bli­żej mnie. Objął mnie ramie­niem i wziął sprej z mojej dłoni. – Kurde Jenn mogłaś mnie obu­dzić.
– Chcia­łam zro­bić to sama. – powie­działam spusz­cza­jąc głowę.
Chło­pak przy­su­nął się do mnie i spraw­nie popsi­kał mi na ranę, a następ­nie zało­żył nowy ban­daż. Potem odkleił pla­ster, który mia­łam na policzku.
– Ta rana wygląda już lepiej i nie trzeba jej zakry­wać – usły­sza­łam, że się uśmie­chał, a następ­nie poczu­łam pie­cze­nie.
– Jestem bez­na­dziejna.
– Co? – zapy­tał się zdzi­wiony chło­pak i podniósł moją brodę pal­cem, żebym mogła na niego spoj­rzeć. – Czemu tak mówisz? – Zmarsz­czył brwi nie wie­dząc, o co mi cho­dzi.
– Po pro­stu, nie mogę się ani podnieść, ani odka­zić głu­piej rany. – powie­działam, a w moich oczach poja­wiły się łzy.
– Jenn to prze­cież nic złego, że Ci poma­gam. Nie czuj się bez­na­dziejna, nie pozwa­lam Ci. Jesteś silną i piękną kobie­tom, a to, co teraz wyga­du­jesz to jakieś bzdury.
– Ale – chcia­łam powie­dzieć nie­starty mi prze­rwał.
– Żad­nych, ale trzeba wsta­wać idziemy coś zjeść i ruszamy dalej w drogę ok? – popa­trzył się na mnie. Poki­wa­łam głową na tak, a na jego twa­rzy poja­wił się deli­katny uśmiech.
Justin spa­ko­wał wszyst­kie rze­czy do walizki i usta­wił ją przy drzwiach.
– Pójdę na dół odnieść walizkę do samo­chodu i zaraz do Cie­bie wra­cam, ok?
– Dobrze.
Justin znik­nął za drzwiami, a ja leża­łam i strasz­nie mi się nudziło. Zerk­nę­łam w bok i zauwa­ży­łam tele­fon chło­paka. Szybko wzię­łam go w ręce i wykrę­ci­łam odpo­wiedni numer. Przy­gry­złam zde­ner­wo­wana wargę i cze­ka­łam, aż ktoś odbie­rze.
– Halo? – usły­sza­łam cichy zroz­pa­czony głos mamy. Moje serce momen­tal­nie ści­snęło się, a w gar­dle poja­wiła się gula- Kto mówi? – Nie potra­fi­łam nic powie­dzieć, cho­ciaż tak bar­dzo chcia­łam. – Jen­ni­fer? To Ty kocha­nie? – W jej gło­sie poja­wiła się nadzieja.
– Mamo. – powie­działam ści­szo­nym gło­sem.
– Boże kocha­nie – usły­sza­łam jak głos mojej mamy się zała­mał. – Gdzie jesteś? Wszystko w porządku? Ktoś coś Ci zro­bił?
-Nie mamo, wszystko jest dobrze. – Skła­ma­łam, ale nie chcia­łam, żeby się zamar­twiała. Po moich policz­kach spły­wały już łzy,
– Kocha­nie, powiedz mi gdzie jesteś, – Gdy mama skoń­czyła mówić do pokoju wszedł Justin. Kiedy zoba­czył co robię pod­szedł do mnie, wziął tele­fon i roz­łą­czył się.
– Jen­ni­fer co zro­biłaś?! – zapy­tał podnie­sio­nym gło­sem. Widać było, że jest wku­rzony. Nie potra­fi­łam opa­no­wać swo­ich emo­cji i wybu­ch­łam pła­czem – Jenn nie płacz prze­pra­szam, że nakrzy­cza­łem na Cie­bie, ale po postu Twoja rodzina może być pod pod­słu­chem, a ja nie wiem co im powie­działaś. – Przy­tu­lił mnie mocno do sie­bie, a ja pła­ka­łam mu w koszulkę.
Pocie­rał mi plecy z góry na dół, ale nie potra­fi­łam się uspo­koić dalej mia­łam w gło­wie zroz­pa­czony głos mamy. Sły­chać było jak cierpi i to przeze mnie.
– Cii. – Justin prze­niósł mnie na swoje kolana i zaczął koły­sać. Po dłuż­szej chwili prze­sta­łam pła­kać i się uspo­ko­iłam. – Lepiej Ci już?
– Tak – wychry­pia­łam.
– To, co idziemy coś zjeść i ruszamy dalej? – zapy­tał się, na co kiw­nę­łam głową na tak.
Wziął mnie na ręce i ruszył do wyj­ścia. Restau­ra­cja znaj­do­wała się na pierw­szym pię­trze. Wesz­li­śmy do niej i wszy­scy od razu na nas spoj­rzeli. Czy to nie nor­malne, że chło­pak nie­sie na rękach dziew­czynę?. Justin pomógł mi usiąść na krze­śle i sam zajął miej­sce naprze­ciwko mnie.
– Co chcesz do jedze­nia? – zapy­tał się po chwili.
Zerk­nę­łam na kartę i nie wie­dział co wybrać.
– Jajecz­nice. – powie­działam do chło­paka po chwili.
Jakby na zawo­ła­nie poja­wił się obok nas kel­ner.
– Dzień dobry. Zasta­no­wili już się pań­stwo? – zapy­tał się patrząc na Justina, a po chwili na mnie. Gdy mnie zoba­czył uśmiechną się i puścił oczko, na co się uśmiech­nę­łam.
– Tak dwie jajecz­nice i her­batę. – Justin powie­dział ostro i posłał chło­pakowi zło­wro­gie spoj­rze­nie. Chło­pak od razu odszedł od naszego sto­lika.
– Ej wszystko w porządku? – zapy­tałam się nie rozu­mie­jąc jego zacho­wa­nia.
– Tak — odburk­nął i spoj­rzał w szybę, która znaj­do­wała się obok nas.
– Wła­śnie widzę. – prze­wró­ci­łam oczami, po czym wycią­gnę­łam rękę, zła­pa­łam go za poli­czek i prze­krę­ci­łam jego twarz w moją stronę. – Co jest?
– Mówi­łem Ci, że wszystko w porządku. – wziął moją rękę ze swo­jej twa­rzy i poło­żył ją na stole.
Westch­nę­łam gło­śno nie chcąc już drą­żyć dalej tego tematu. Po chwili przy naszym sto­liku poja­wił się ten sam kel­ner. Naj­pierw posta­wił talerz i her­batę przede mną. Za co posła­łam mu uśmiech, a następ­nie Justi­nowi, który spio­ru­no­wał go wzro­kiem, na co chło­pak szybko od nas odszedł.
– Chyba już wiem co Cię trapi. – powie­działam z uśmie­chem na twa­rzy. Justin nie­chęt­nie prze­niósł na mnie spoj­rze­nie. – Jesteś zazdro­sny.
– Ja? – poka­zał na sie­bie pal­cem i prych­nął. – Nie, nie jestem.
– Tak jesteś, ina­czej nie zacho­wał­byś się tak. – poka­załam na niego ręką.
– Nie jestem. – powie­dział, a następ­nie wziął wide­lec w ręce i zaczął jeść. Nadal się uśmie­cha­jąc zaczę­łam także jeść.
Kiedy koń­czy­li­śmy posi­łek zoba­czyłam, jak chło­pak zerka na okno i po chwili nie­ru­cho­mieje.
– Co jest?
– Kurwa zna­leźli nas – powie­dział zer­ka­jąc na mnie.
Szybko odwró­ci­łam głowę do okna i zoba­czyłam dwóch umię­śnio­nych męż­czyzn ubra­nych na czarno. Szli do hotelu. Nie roz­po­zna­łam ich.
– Jesteś pewni, że to odpo­wiedni męż­czyźni? Nigdy ich nie widzia­łam.
– Ale ja widzia­łem. To kole­dzy mojego ojca, dużo razy byli u nas w domu. – widać, że był zde­ner­wo­wany. – Skoń­czyłaś już jeść?
Poki­wa­łam głową na tak, bo przez strach nie potra­fi­łam nic z sie­bie wykrztu­sić. Nie chcę znowu zna­leźć się w tam­tym okrop­nym miej­scu. Chło­pak wyjął port­fel z kie­szeni, a następ­nie poło­żył odpo­wiednią kwotę na stół. Wstał ze swo­jego miej­sca i pod­szedł do mnie bio­rąc na ręce. Wysz­li­śmy z restau­ra­cji. Justin zatrzy­mał się przy barier­kach i spoj­rzał na dół, a ja za nim. Męż­czyźni stali przy recep­cji i roz­ma­wiali z recep­cjo­nistką.
– Kurwa – powie­dział Justin roz­glą­da­jąc się naokoło, po czym ruszył przed sie­bie.
Zoba­czy­łam, że idziemy w stronę scho­dów awa­ryj­nych. Zesz­li­śmy nimi na dół i sta­nę­li­śmy przy drzwiach ewa­ku­acyj­nych. Chło­pak naci­snął klamkę łok­ciem i o dziwo otwo­rzyły się. Wysz­li­śmy nimi i chło­pak pobiegł od razu do samo­chodu, wsa­dza­jąc mnie do niego, po czym sam zasiadł za kie­row­ni­com. Zerk­nę­łam w lusterko i zoba­czyłam jak męż­czyźni wybie­gają z hotelu coś krzy­cząc. Justin nie cze­ka­jąc, ruszył szybko spod hotelu. Przełknę­łam gło­śno ślinę jak zauwa­ży­łam w bocz­nym lusterku czarny samo­chód podą­ża­jący za nami.

****

Chcia­ła­bym Wam życzyć weso­łych świąt wiel­ka­noc­nych i mokrego dyn­gusa: D

Do następnego !! :D