środa, 8 kwietnia 2015

7 " Chciałam żeby to wszystko co się działo było tylko moim snem"

Widzia­łam jadący samo­chód za nami. Moje serce szybko biło, a na dło­nie zaczęły się trząść ze zde­ner­wo­wana. Popa­trzy­łam na Justina. Był sku­piony na jeździe, gdyby nie to, że co chwile patrzył się w lusterko wsteczne nie powie­działabym, że nawet wie, że nas ści­gają.
– Trzy­maj się mocno – powie­dział zer­ka­jąc na mnie.
Chwy­ci­łam się mocno sie­dze­nia tak jak kazał. Samo­chód jechał coraz szyb­ciej. Zerk­nę­łam na lusterko boczne i zoba­czy­łam, że samo­chód jadący za nam też przy­śpie­sza. Zaczę­łam się coraz bar­dziej dener­wo­wać. Justin szybko skrę­cił na drogę leśną. Trze­pało samo­cho­dem przez nie­równą drogę, ale chło­pak nie zwol­nił wyda­wało mi się, że jedzie nawet jesz­cze szyb­ciej. Bałam się, że zaraz samo­chód się roz­wali.
– Ej wszystko w porządku? – zapy­tał się Justin. Widzia­łam, że jest bar­dzo zde­ner­wo­wany.
– Tak – powie­dzia­łam.
– Na pewno? Jesteś strasz­nie blada. – powie­dział ze zmar­twie­niem w gło­sie.
– Tak na pewno
Widzia­łam, że mi nie uwie­rzył, ale na razie dał mi spo­kój. Wyje­cha­li­śmy na szczę­ście z lasu i teraz pędzi­li­śmy auto­stradą. Zerk­nę­łam w lusterko boczne i na szczę­ście nie widzia­łam już tego samo­chodu. Westch­nę­łam gło­śno z ulgą. Popa­trzy­łam na Justina, ale na­dal był sku­piony na dro­dze i jechał dalej z coraz więk­szą pręd­ko­ścią.
– Już nas nie gonią – poin­for­mo­wa­łam chło­paka.
– Wiem, ale musimy się jak naj­szyb­ciej od nich odda­lić, żeby nas szybko nie dogo­nili.
– Och ok – powie­dzia­łam wzdy­cha­jąc.
Prze­krę­ci­łam głowę w stronę okna patrząc na kra­jo­braz za nim. Nie wiem jak długo będziemy musieli ucie­kać i czy ten facet da nam spo­kój. Boję się, że nie. Co jak nas znaj­dzie? Czy będę musiała umrzeć?
Poczu­łam jak Justin mocno skrę­cił, a moja głowa ude­rza o oko.
– Ała – jęk­nę­łam gło­śno przy­kła­da­jąc dłoń do bolą­cego miej­sca.
– Boże prze­pra­szam Jenn. Wszystko w porządku? – zapy­tał się zatro­ska­nym gło­sem Justin.
– Tak to nic – posła­łam mu wymu­szony uśmiech, żeby się nie zamar­twiał.
– Na pewno?
– Tak.
Opar­łam głowę o zagłó­wek i zamknę­łam oczy. Chcia­łam, żeby to wszystko, co się działo było tylko moim snem. Usz­czyp­nę­łam się na wszelki wypa­dek w rękę, ale nie­stety poczu­łam ból co ozna­czało, że działo się to naprawdę.

*

– Jenn – poczu­łam jak ktoś deli­kat­nie sztur­cha mnie w ramię.
Otwo­rzy­łam oczy i zoba­czy­łam Justina sto­ją­cego w drzwiach.
– Co się dzieje? – zapy­ta­łam zie­wa­jąc i prze­tar­łam ręką oczy.
– Nic się nie dzieje, po pro­stu zgłod­nia­łem i pomy­śla­łem, że zatrzy­mamy się, żeby coś zjeść – powie­dział z uśmie­chem.
– Dobrze – odpowie­dzia­łam jesz­cze zaspana.
Justin wziął mnie na ręce i ruszył do przy­droż­nego baru. Wesz­li­śmy do niego i znowu wszy­scy patrzyli się na nas. Westch­nę­łam gło­śno i wtu­li­łam głowę w klatkę pier­siową Justina. Chło­pak wybrał dla nas miej­sce na końcu baru. Pomógł mi usiąść na krze­śle, a następ­nie sam usiadł przede mną.
– Dzień dobry. – pod­szedł do nas uśmiech­nięta kel­nerka- Coś podać?
– Tak dla mnie ham­bur­gera – powie­dział Justin. Kel­nerka na niego spoj­rzała i od razu się zaru­mie­niła.
– Dla mnie to samo – powie­działa nie zer­ka­jąc nawet na menu.
– Dobrze. Coś jesz­cze? – zapy­tała się patrząc na Justina, ale on nie zwra­cał na nią uwagi, tylko patrzył na mnie.
– Nie dzię­kuję – powie­dzia­łam.
Kel­nerka poszła reali­zo­wać nasze zamó­wie­nie, a ja rozej­rzałam się po barze. Było tutaj tro­chę ciemno przez to, że cały budy­nek był zbu­do­wany z ciem­nego drewna tak samo, jak stoły i krze­sała.
– Wszystko w porządku? – usły­sza­łam głos Justina.
– Tak, czemu się pytasz? – zapy­ta­łam się nie wie­dząc, o co mu cho­dzi.
– Bo przez dobre pięć minut nie odry­wa­łaś się i wyda­wa­łaś się jakaś nie­obecna.
– Oh. Tak tylko patrzy­łam.
Zapa­dła mię­dzy nami nie­zręczna cisza. Nie mogłam się dzi­siaj na niczym sku­pić. Cały czas zamar­twiałam się, że zaraz Ci męż­czyźni nas znajdą. Zaczę­łam się krę­cić na sie­dze­niu. Na szczę­ście naszą cisze prze­rwała kel­nerka kadząc przed nami jedze­nie.
– Pro­szę. Mam nadzieję, że będzie pań­stwu sma­ko­wać.
– Dzię­ku­jemy – odpowie­dział Justin posy­ła­jąc jej sze­roki uśmiech. Dziew­czyna też się do niego uśmiech­nęła, a następ­nie poszła do innego sto­lika.
Pry­ch­łam i wzię­łam ham­bur­gera do ręki, a następ­nie go ugry­złam. Usły­sza­łam śmiech Justina. Pod­nio­słam głowę do góry.
– Co Cię tak śmie­szy?
– Ty. –powie­dział poka­zu­jąc na mnie pal­cem.
– To zna­czy?
– Na całej twa­rzy jesteś uma­zana keczu­pem.
Momen­tal­nie zro­bi­łam się czer­wona i spu­ści­łam głowę.
– Czy Ty się rumie­nisz?
– Nie – zasło­ni­łam twarz dłońmi zaże­no­wana.
Chło­pak roze­śmiał się jesz­cze gło­śniej. Wzię­łam szybko chu­s­teczkę i wytar­łam twarz. Dokoń­czy­li­śmy posi­łek w mil­cze­niu.
– Więc gdzie masz zamiar dalej jechać? – zapy­ta­łam się cie­kawa.
– Pomy­śla­łem, żeby­śmy poje­chali do Lon­dynu. – chło­pak podra­pał się po karku.
– Co!? – spy­ta­łam się z nie­do­wie­rza­niem. – Prze­cież będziemy musieli lecieć samo­lo­tem.
– No nie­stety, ale tam mam kolegę. Będę musiał zadzwo­nić do niego, ale z pew­no­ścią nas przyj­mie. Nie zosta­niemy u niego za długo nie chce, żeby miał pro­blemy jakby nas mój tata zna­lazł.
Poki­wa­łam głową zre­zy­gno­wana. Chło­pak wyjął z kie­szeni port­fel, po czym odli­czył odpo­wied­nią sumę, a następ­nie poło­żył je na stole. Pod­szedł do mnie i wziął na ręce. Wysz­li­śmy z restau­ra­cji. Chwilę póź­niej sie­działam już w samo­cho­dzie. Justin usiadł za kie­row­nicą, włą­czył samo­chód i ruszył dalej.

*** Dwie godziny póź­niej***

Zatrzy­ma­li­śmy się przed lot­ni­skiem. Justin pod­szedł do drzwi od mojej strony i otwo­rzył je. Chciał mnie wziąć na ręce, ale go zatrzy­ma­łam.
– Chcę spró­bo­wać sama. – powie­dzia­łam. Widzia­łam jak przez chwilę się wahał.
– Dobra, ale jak mocno Cię będzie bolało to od razu masz mi powie­dzieć. Jasne?
-Tak.
Podał mi dłoń poma­ga­jąc wstać. Nie­pew­nie wyszłam z samo­chodu. Noga dalej bolała, ale na szczę­ście już mniej. Posła­łam lekki uśmiech Justi­nowi. Chło­pak szybko pod­szedł do bagaż­nika wycią­gnął torbę, a następ­nie wró­cił do mnie. Wziął mnie pod ramię i ruszy­li­śmy do wej­ścia. Chło­pak rozej­rzał się naokoło i pocią­gnął mnie lekko w stronę kasy. Kupił dwa bilety w pierw­szej kla­sie. Przełknę­łam gło­śno ślinę, kiedy kasjerka popro­siła o nasze pasz­porty. Zerk­nę­łam na Justina, ale wyda­wał się spo­kojny. Wło­żył rękę do kie­szeni i wycią­gnął dwa pasz­porty. Spoj­rza­łam na niego pyta­jąco, ale posłał mi szybki uśmiech. Pani podała nam dwa bilety. Chło­pak wziął je do ręki razem z pasz­por­tami, a następ­nie chwy­cił mnie za rękę i uda­li­śmy się do odprawy. Na szczę­ście prze­szli­śmy przez nią bez żad­nych pro­ble­mów. Następ­nie weszli­śmy do samo­lotu i zaję­li­śmy miej­sca. Ja mia­łam przy oknie a Justin sie­dział obok mnie. Zaczę­łam się krę­cić na sie­dze­niu.
-Wszystko dobrze? – zapy­tał się zatro­ska­nym gło­sem.
– Tak jest dobrze. Tylko lecę samo­lo­tem po raz pierw­szy. – powie­dzia­łam zakło­po­tana.
– Nie mar­twa się będzie dobrze – uśmiechną się do mnie- Przy mnie nic Ci nie grozi.
Przez jego ostat­nie słowa na moich policz­kach poja­wiły się rumieńce i sze­roko się uśmiech­nę­łam.
– Aww znowu się rumie­nisz.
– Wcale nie — spu­ści­łam głowę.
Kiedy już nie czu­łam rumień­ców na twa­rzy podnio­słam głowę i spoj­rza­łam się na Justina.
– Mogła­bym zbo­czyć nasze pasz­porty?
– Pew­nie
Wycią­gnął je z kie­szeni i mi podał. Wzię­łam je od niego i otwo­rzyłam pierw­szy. Uka­zało mi się zdję­cie uśmiech­nię­tego Justina.
– Po raz pierw­szy widzę, że ktoś tak ład­nie wyszedł na zdję­ciu do doku­men­tów. – wymsknęło mi się. Poczu­łam wzrok Justina na sobie. Znowu moja twarz przy­po­mi­nała buraka. Spoj­rza­łam na chło­paka i widzia­łam jego sze­roki uśmiech. Gdy zoba­czył, że popa­trzy­łam się na niego puścił mi oczko. Zaśmia­łam się cicho i odwró­ciłam wzrok znowu na pasz­port.
– Edward Wolf? – popa­trzy­łam się na chło­paka.
– No prze­cież nie mogłem podać nasze praw­dziwe nazwi­ska.
-Mhm.
Otwo­rzy­łam drugi pasz­port i zoba­czy­łam moje zdję­cie.
– Z kąt je masz? – zapy­ta­łam się poka­zu­jąc zdję­cie chło­pakowi.
– Zna­lazłem w Twoim port­felu. – zmarsz­czy­łam brwi.
– Z kąt mia­łeś mój port­fel?
– Jak się dowie­dzia­łem, że Cię prze­trzy­mują pomysz­ko­wa­łem tro­chę w domu i zna­lazłem w biurku ojca koszyk, a tam był Twój tele­fon i port­fel. Prze­pra­szam nie powi­nie­nem zaglą­dać, ale byłem cie­kawy. Zna­lazłem tam Twoje zdję­cie i trzy inne.
– Fak­tycz­nie — przy­zna­łam po chwili- Mia­łam w port­felu swoje zdję­cie, mamy, taty i brata – na ich wspo­mnie­nie coś ści­snęło mnie w sercu.
– Wszystko ok? Nagle posmut­nia­łaś,
– Tak jest dobrze po pro­stu bar­dzo tęsk­nie za nimi.
Chło­pak objął mnie ręką i przy­cią­gnął do sie­bie. Poło­ży­łam głowę na jego ramie­niu i pró­bo­wa­łam się tro­chę uspo­koić. Kiedy mi to się udało zer­k­nę­łam na imię i nazwi­sko na pasz­por­cie.
– Vanessa Wolf? – zaśmia­łam się.
– Pró­bo­wa­łem wymy­ślić jakieś ładne imię.
– hmm może być.
– Pro­szę zapiąć pasy zaraz star­tu­jemy – pode­szła do nas ste­war­desa.

Zro­bi­łam to, co kazała. Zer­ka­łam na okno i zaczę­łam się dener­wo­wać. Mam nadzieję, że nic nam się nie sta­nie.

****
Dodaję dzi­siaj roz­dział, bo praw­do­po­dobne w week­end będę się uczyła do egza­mi­nów –. –

Mam nadzieję, że roz­dział cho­ciaż tro­chę się Wam spodo­bał: *

Jeżeli prze­czy­ta­łaś to pro­szę sko­men­tuj. Nawet kropką nawet taka mała rzecz spra­wia wielki uśmiech na mojej twa­rzy: D.

Do następ­nego!!: D

5 komentarzy:

  1. Zajebistee kocham tooo !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział, czekam na kolejny!!! Cudownie piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, cudowny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział jest fajny i czekam na kolejny życzę weny i dużo pomysłów na to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  5. Określe tylko jednym słowem ,,świetny" ;)

    OdpowiedzUsuń