Poczułam, jak samolot zaczął się trząść. Ścisnęłam mocno rękę Justina, którą trzymałam. Szatyn popatrzył się na mnie. Puścił moją dłoń, żeby mocno objąć mnie ramieniem. Położyłam głowę na jego ramię.
– Spokojnie Jenn, to tylko turbulencje. Nie denerwuj się tak. – Wyszeptał w moje włosy, a następnie złożył na mojej głowie pocałunek.
– Jak mam się nie denerwować jak cały samolot się trzepie? – zapytałam trochę spanikowana. – A co jak zaraz pilot straci nad nim panowanie, a my spadniemy?! Ja nie chcę tak młodo umrzeć! Jus ja…
Poczułam, jak chłopak potrząsną moimi ramionami.
– Jenn uspokój się nic Ci się nie stanie. Jasne? – przesunął ręką moją głowę, żebym mogła na niego spojrzeć. Z jego oczu biła powaga i szczerość. Dziwnie mu uwierzyłam i po chwili wzięłam głęboki wdech, a następnie wypuściłam powietrze ustami. Po kilku powtórzeniach uspokoiłam się i oparłam o fotel. Akurat w tym monecie samolot też się uspokoił. Usłyszałam cichy pisk.
– Przepraszamy za chwilowe turbulencje. – wydobył się z głośników kobiecy głos.
– Pff tak chwilowe – prychnęłam pod nosem, ale usłyszałam, jak chłopak obok mnie się zaśmiał. – Przeniosłam na niego wzrok. – Justin ile będziemy mniej więcej lecieli?
– Około 7 godzin. – powiedział po chwili zastanowienia.
Westchnęłam głośno i oparłam głowę o siedzenie. To będzie naprawdę długa droga.
*
– Jenn – usłyszałam cichy głos Justina przy moim uchu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. – Komuś się tutaj usnęło. – powiedział z uśmiechem.
– Najwyraźniej. – powiedziałam ziewając. Rozciągnęłam się i popatrzyłam na Justina.
– Zaraz będziemy wysiadać.
– Już dolecieliśmy? – zapytałam się nie mogąc uwierzyć, że tak szybko to minęło.
– Tak przespałaś całą podróż. – uśmiechnął się do mnie uroczo. Miał przecudowny uśmiech.
Po kilku minutach już wysiadłyśmy z samolotu i Justin szukał swojej torby. Rozejrzałam się po lotnisku było trochę większe niż w Nowym Yorku. Poczułam uścisk na swojej dłoni spojrzałam na Justina, który posłał mi uśmiech.
-Idziemy? – zapytał się. Pokiwałam twierdząco głową. Ruszyliśmy do drzwi wyjściowych z lotniska. Gdy wyszliśmy z niego rozejrzałam się dookoła. Londyn był naprawdę bardzo piękny.
– Poczekasz tutaj chwilę? – zapytał się chłopak. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc co chciał zrobić, ale zgodziłam się.
Justin poszedł za jakiś budynek. Przystawałam z nogi na nogę. Dziwnie się czułam w obcym kraju nie znając nikogo. Zobaczyłam, że obok mnie podjeżdża czarny samochód. Szyba uchyliła się, a ja zobaczyłam w środku Justina w okularach.
– Skąd masz ten samochód?
– Z parkingu – zsunął okulary na nos i mrugnął do mnie. – Nie stój tak, tylko wsiadaj.
Ruszyłam się z miejsca i podeszłam do drzwi od pasażera, a następnie otworzyłam je i usiadłam na skórzanym fotelu. Justin sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął telefon. Wyszukał jakiś numer, a następnie przyłożył telefon do ucha.
– Hej Ryan… Wszystko w porządku mam do Ciebie prośbę … No wiec dowiedziałem się o okropnym sekrecie mojego ojca i razem z Jennifer uciekamy od niego… Nie to, tylko przyjaciółka – mówiąc to zerknął na mnie, a następnie wsłuchiwał się w to, co Rayan ma mu do powiedzenia. – Naprawdę … Więc możemy u Ciebie się zatrzymać? … Kurde stary jesteś świetny … Ta to do zobaczenia za niedługo – rozłączył się, po czym schował komórkę z powrotem do kieszeni.
– I co? – zapytałam się. Chłopak popatrzył się na mnie z uśmiechem.
– Powiedział, że jestem głupi, że się pytam.
Zaśmiałam się na jego słowa. Chłopak przekręcił kluczyki, po czym ruszył.
– Ile się do niego jedzie?
– Zawsze musisz być taka ciekawska? –zaśmiał się nie spuszczając wzroku z jezdni. – Za niedługo powinnyśmy być.
– Dzięki i przepraszam – powiedziałam spuszczając głowę.
– Jesteś taka nieśmiała – powiedział szatyn kręcąc głową.
– Wcale nie – zaprzeczyłam.
Jechaliśmy autostradą przez dziesięć minut, a następnie wyjechaliśmy z niej i jechaliśmy drogą.
– Uważaj! – krzyknęłam zauważając samochód, który jechał prosto na nas. Justin kręcił kierownicą chcąc ochronić nas przed wypadkiem. Samochód wpadł w poślizg, a po chwili zaczął dachować. Uderzyłam głową w szybę i poczułam ból na czole, a następnie spływającą po niej ciecz. Samochód zatrzymało drzewo, w które wpadł. Dym przeszedł przez rozbite szyby do środka samochodu. Zakaszlałam przez dym.
– Justin? – Popatrzyłam się na chłopaka, który miał głowę położoną na kierownicy. Szybko odpięłam pasy i otworzyłam z trudem drzwi od mojej strony. Wstałam z samochodu i od razu zgięłam się w pół przez ból, który czułam przez poobijane ciało. Po chwili wyprostowałam się i podeszłam do drzwi od strony Justina. Pociągnęłam za klamkę, ale nie chciały się otworzyć. Położyłam nogę obok drzwi i jeszcze raz pociągnęłam za nie. Tym razem się otworzyły, a ja upadłam na ziemię. Szybko się podniosłam i podeszłam do drzwi. Podniosłam ręką delikatnie głowę chłopaka i przeraziłam się na ten widok. Na lewym policzku miał sinika, z czoła tak jak mi leciała krew. Zerknęłam na dół i zobaczyłam, że szkoło z rozbitej szyby wbiło mu się w udo. Poczułam metaliczny zapach i zrobiło mi się niedobrze. Potrząsnęłam delikatnie za jego ramiona, żeby nic mu się poważniejszego nie stało.
– Justin? Justin, słyszysz mnie? – W odpowiedzi słyszałam lekkie pomrukiwania chłopaka. – Proszę otwórz oczy!
Po chwili oczy chłopaka otworzyły się. Widziałam w nich dezorientacje, ale szybko zmieniło się w ból.
– Kurwa. – zaklął cicho, ale usłyszałam to. Chłopak spuścił wzrok na swoją nogę. Chwycił za odłamek szkła sterczący mu z nogi. Gdy zorientowałam się co chce zrobić szybko przyłożyłam dłoń na jego.
– Nie możesz tego zrobić! – powiedziałam głośno.
– Czemu? – przeniósł na mnie wzrok. Moje serce ścisnęło się na widok tego, jak cierpiał.
– Możesz zrobić sobie jeszcze większą krzywdę. Najlepiej jakbyśmy pojechali na pogotowie i zobaczył to lekarz. – na moje słowa chłopak szybko potrząsną głową.
– Nie możemy iść do lekarza. Mój ojciec mógłby szybko zorientować się gdzie jesteśmy i nie lubię szpitali na ten zapach, i widok tych nudnych białych pokoi, aż rzygać mi się chce.
Wzięłam rękę i odgarnęłam włosy, które spadły mi na twarz. Justin wykorzystując okazję, że nie trzymałam jego ręki wyciągnął szkoło. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Mocno zacisnął szczękę i oczy. Z jego uda leciało coraz więcej krwi. Wzięłam do ręki swoją koszulkę i oderwałam spory kawałek materiału. Zawiązałam go nad jego raną.
– Musimy się z tond ruszyć. – jęknął chłopak.
– Jak Ty sobie to niby wyobrażasz? Masz głęboką ranę i zaraz się wykrwawisz! – powiedziałam głośno chodząc naokoło z nerwów.
– Jenn po pierwsze uspokój się, a po drugie pomóż mi wstać. Ryan mieszka pięć minut z tond.
Nie byłam pewna co do tego, co chce zrobić. Niepewnie pochyliłam się i pomogłam mu się podnieść. Chłopak syknął z bólu lekko się zginając.
– Wszystko w porządku? – przestraszyłam się czy nic mu się nie dzieje.
– Tak wszystko ok – próbował wysilić uśmiech, ale nie wyszło mu.
Chwyciłam go pod ramię i powoli ruszyliśmy. Justin cały czas cicho jąkał. Próbowałam mu jakoś pomóc. Moja noga dalej dawała o sobie znać, ale ignorowałam to. Teraz najważniejszy był Justin. Po chwili przed naszymi oczami pojawił się brązowy dom. Justinowi coraz ciężej się szło. Chciałam jak najszybciej dojść do drzwi, ale wiedziałam, że szatyn nie byłby w stanie szybciej iść. Kiedy w końcu stanęliśmy przed drzwiami szybko nacisnęłam dzwonek. Gdy nikt nie otworzył kliknęłam jeszcze raz.
– Spokojnie nie pali się! – usłyszałam głos zza drzwi. Kilka sekund później drzwi się otworzyły, a w nich stanął wysoki brunet. Był uśmiechnięty, ale jak tylko nas zobaczył uśmiech szybko opuścił jego twarz.
– Boże co się stało? – podszedł do nas i pomógł mi wnieść Justina do środka.
– Mieliśmy wypadek. – wyszeptał Jus cicho.
– Jaki wypadek?
– Samochodowy. Jakieś auto jechało pod prąd na nas. Justin próbował jakoś go wyminąć, ale wpadliśmy w poślizgi uderzyliśmy o drzewo. Mnie nic się nie stało, ale Justin miał wbite szkło w nogę, które potem wyciągnął.
– Co?! – chłopak popatrzył się na przyjaciela. – Wiesz, że mogłeś zrobić sobie jakąś dodatkową krzywdę? Mało Ci?
Justin nie odezwał się. Poczułam jak jego ramie ześlizguje się ze mnie. Z pomocą chłopaka podtrzymaliśmy go, żeby nie upadł. Szybko popatrzyłam na niego. Był nieprzytomny.
– Pomóż mi zanieść go do gabinetu.
Wzmocniłam uścisk na chłopaku i razem z Ryanem zanieśliśmy go do jego gabinetu. Chłopak otworzył drzwi i moim oczom ukazało się łóżko na kółkach takie jak jest w szpitalu i różne szafki. Położyliśmy Justina na łóżku. Chłopak zbadał mu puls.
– Na szczęście czuję puls. – chłopak odetchnął z ulgą.
– Choć pomóż mi ściągnąć jego spodnie. – powiedział zwracając się do mnie.
– Co? Ja … Nie … ja – zaczęłam się jąkać.
– Coś nie tak? Przecież jesteś jego dziewczyną.
– Nie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. – powiedziałam czerwieniąc się.
– A jednak mówił prawdę. Cóż i tak musisz mi pomóc. – powiedział.
Przełknęłam głośno ślinę. Podeszłam do chłopaka i chwyciłam za jego pasek. Ściągnęłam go, a potem chwyciłam za guzik od spodni i odpierałam go. Następnie odpięłam zamek. Ryan podniósł lekko Justina, żeby nic mu się nie stało, a ja ściągnęłam z niego spodnie. Moim oczom ukazała się głęboka rana. Skrzywiłam się na ten widok. Nienawidziłam krwi.
– Dzięki. Możesz wyjść z pokoju? Muszę zszyć mu tę ranę, a widzę jak reagujesz na krew.
– No dobra – powiedziałam odwracając się i wyszłam z pomieszczenia. Chciałam zostać z chłopakiem, ale wiedziałam, że jest w dobrych rękach.
****
Oto 8 rozdział. Za bardzo mi się nie podoba, ale nie wiedziałam co w nim jeszcze zmienić i nie mam już czasu, bo muszę kuć na egzaminy.
Wszystkim tym którzy piszą egzaminy życzę powodzenia!: *
Do następnego: *
– Spokojnie Jenn, to tylko turbulencje. Nie denerwuj się tak. – Wyszeptał w moje włosy, a następnie złożył na mojej głowie pocałunek.
– Jak mam się nie denerwować jak cały samolot się trzepie? – zapytałam trochę spanikowana. – A co jak zaraz pilot straci nad nim panowanie, a my spadniemy?! Ja nie chcę tak młodo umrzeć! Jus ja…
Poczułam, jak chłopak potrząsną moimi ramionami.
– Jenn uspokój się nic Ci się nie stanie. Jasne? – przesunął ręką moją głowę, żebym mogła na niego spojrzeć. Z jego oczu biła powaga i szczerość. Dziwnie mu uwierzyłam i po chwili wzięłam głęboki wdech, a następnie wypuściłam powietrze ustami. Po kilku powtórzeniach uspokoiłam się i oparłam o fotel. Akurat w tym monecie samolot też się uspokoił. Usłyszałam cichy pisk.
– Przepraszamy za chwilowe turbulencje. – wydobył się z głośników kobiecy głos.
– Pff tak chwilowe – prychnęłam pod nosem, ale usłyszałam, jak chłopak obok mnie się zaśmiał. – Przeniosłam na niego wzrok. – Justin ile będziemy mniej więcej lecieli?
– Około 7 godzin. – powiedział po chwili zastanowienia.
Westchnęłam głośno i oparłam głowę o siedzenie. To będzie naprawdę długa droga.
*
– Jenn – usłyszałam cichy głos Justina przy moim uchu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. – Komuś się tutaj usnęło. – powiedział z uśmiechem.
– Najwyraźniej. – powiedziałam ziewając. Rozciągnęłam się i popatrzyłam na Justina.
– Zaraz będziemy wysiadać.
– Już dolecieliśmy? – zapytałam się nie mogąc uwierzyć, że tak szybko to minęło.
– Tak przespałaś całą podróż. – uśmiechnął się do mnie uroczo. Miał przecudowny uśmiech.
Po kilku minutach już wysiadłyśmy z samolotu i Justin szukał swojej torby. Rozejrzałam się po lotnisku było trochę większe niż w Nowym Yorku. Poczułam uścisk na swojej dłoni spojrzałam na Justina, który posłał mi uśmiech.
-Idziemy? – zapytał się. Pokiwałam twierdząco głową. Ruszyliśmy do drzwi wyjściowych z lotniska. Gdy wyszliśmy z niego rozejrzałam się dookoła. Londyn był naprawdę bardzo piękny.
– Poczekasz tutaj chwilę? – zapytał się chłopak. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc co chciał zrobić, ale zgodziłam się.
Justin poszedł za jakiś budynek. Przystawałam z nogi na nogę. Dziwnie się czułam w obcym kraju nie znając nikogo. Zobaczyłam, że obok mnie podjeżdża czarny samochód. Szyba uchyliła się, a ja zobaczyłam w środku Justina w okularach.
– Skąd masz ten samochód?
– Z parkingu – zsunął okulary na nos i mrugnął do mnie. – Nie stój tak, tylko wsiadaj.
Ruszyłam się z miejsca i podeszłam do drzwi od pasażera, a następnie otworzyłam je i usiadłam na skórzanym fotelu. Justin sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął telefon. Wyszukał jakiś numer, a następnie przyłożył telefon do ucha.
– Hej Ryan… Wszystko w porządku mam do Ciebie prośbę … No wiec dowiedziałem się o okropnym sekrecie mojego ojca i razem z Jennifer uciekamy od niego… Nie to, tylko przyjaciółka – mówiąc to zerknął na mnie, a następnie wsłuchiwał się w to, co Rayan ma mu do powiedzenia. – Naprawdę … Więc możemy u Ciebie się zatrzymać? … Kurde stary jesteś świetny … Ta to do zobaczenia za niedługo – rozłączył się, po czym schował komórkę z powrotem do kieszeni.
– I co? – zapytałam się. Chłopak popatrzył się na mnie z uśmiechem.
– Powiedział, że jestem głupi, że się pytam.
Zaśmiałam się na jego słowa. Chłopak przekręcił kluczyki, po czym ruszył.
– Ile się do niego jedzie?
– Zawsze musisz być taka ciekawska? –zaśmiał się nie spuszczając wzroku z jezdni. – Za niedługo powinnyśmy być.
– Dzięki i przepraszam – powiedziałam spuszczając głowę.
– Jesteś taka nieśmiała – powiedział szatyn kręcąc głową.
– Wcale nie – zaprzeczyłam.
Jechaliśmy autostradą przez dziesięć minut, a następnie wyjechaliśmy z niej i jechaliśmy drogą.
– Uważaj! – krzyknęłam zauważając samochód, który jechał prosto na nas. Justin kręcił kierownicą chcąc ochronić nas przed wypadkiem. Samochód wpadł w poślizg, a po chwili zaczął dachować. Uderzyłam głową w szybę i poczułam ból na czole, a następnie spływającą po niej ciecz. Samochód zatrzymało drzewo, w które wpadł. Dym przeszedł przez rozbite szyby do środka samochodu. Zakaszlałam przez dym.
– Justin? – Popatrzyłam się na chłopaka, który miał głowę położoną na kierownicy. Szybko odpięłam pasy i otworzyłam z trudem drzwi od mojej strony. Wstałam z samochodu i od razu zgięłam się w pół przez ból, który czułam przez poobijane ciało. Po chwili wyprostowałam się i podeszłam do drzwi od strony Justina. Pociągnęłam za klamkę, ale nie chciały się otworzyć. Położyłam nogę obok drzwi i jeszcze raz pociągnęłam za nie. Tym razem się otworzyły, a ja upadłam na ziemię. Szybko się podniosłam i podeszłam do drzwi. Podniosłam ręką delikatnie głowę chłopaka i przeraziłam się na ten widok. Na lewym policzku miał sinika, z czoła tak jak mi leciała krew. Zerknęłam na dół i zobaczyłam, że szkoło z rozbitej szyby wbiło mu się w udo. Poczułam metaliczny zapach i zrobiło mi się niedobrze. Potrząsnęłam delikatnie za jego ramiona, żeby nic mu się poważniejszego nie stało.
– Justin? Justin, słyszysz mnie? – W odpowiedzi słyszałam lekkie pomrukiwania chłopaka. – Proszę otwórz oczy!
Po chwili oczy chłopaka otworzyły się. Widziałam w nich dezorientacje, ale szybko zmieniło się w ból.
– Kurwa. – zaklął cicho, ale usłyszałam to. Chłopak spuścił wzrok na swoją nogę. Chwycił za odłamek szkła sterczący mu z nogi. Gdy zorientowałam się co chce zrobić szybko przyłożyłam dłoń na jego.
– Nie możesz tego zrobić! – powiedziałam głośno.
– Czemu? – przeniósł na mnie wzrok. Moje serce ścisnęło się na widok tego, jak cierpiał.
– Możesz zrobić sobie jeszcze większą krzywdę. Najlepiej jakbyśmy pojechali na pogotowie i zobaczył to lekarz. – na moje słowa chłopak szybko potrząsną głową.
– Nie możemy iść do lekarza. Mój ojciec mógłby szybko zorientować się gdzie jesteśmy i nie lubię szpitali na ten zapach, i widok tych nudnych białych pokoi, aż rzygać mi się chce.
Wzięłam rękę i odgarnęłam włosy, które spadły mi na twarz. Justin wykorzystując okazję, że nie trzymałam jego ręki wyciągnął szkoło. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Mocno zacisnął szczękę i oczy. Z jego uda leciało coraz więcej krwi. Wzięłam do ręki swoją koszulkę i oderwałam spory kawałek materiału. Zawiązałam go nad jego raną.
– Musimy się z tond ruszyć. – jęknął chłopak.
– Jak Ty sobie to niby wyobrażasz? Masz głęboką ranę i zaraz się wykrwawisz! – powiedziałam głośno chodząc naokoło z nerwów.
– Jenn po pierwsze uspokój się, a po drugie pomóż mi wstać. Ryan mieszka pięć minut z tond.
Nie byłam pewna co do tego, co chce zrobić. Niepewnie pochyliłam się i pomogłam mu się podnieść. Chłopak syknął z bólu lekko się zginając.
– Wszystko w porządku? – przestraszyłam się czy nic mu się nie dzieje.
– Tak wszystko ok – próbował wysilić uśmiech, ale nie wyszło mu.
Chwyciłam go pod ramię i powoli ruszyliśmy. Justin cały czas cicho jąkał. Próbowałam mu jakoś pomóc. Moja noga dalej dawała o sobie znać, ale ignorowałam to. Teraz najważniejszy był Justin. Po chwili przed naszymi oczami pojawił się brązowy dom. Justinowi coraz ciężej się szło. Chciałam jak najszybciej dojść do drzwi, ale wiedziałam, że szatyn nie byłby w stanie szybciej iść. Kiedy w końcu stanęliśmy przed drzwiami szybko nacisnęłam dzwonek. Gdy nikt nie otworzył kliknęłam jeszcze raz.
– Spokojnie nie pali się! – usłyszałam głos zza drzwi. Kilka sekund później drzwi się otworzyły, a w nich stanął wysoki brunet. Był uśmiechnięty, ale jak tylko nas zobaczył uśmiech szybko opuścił jego twarz.
– Boże co się stało? – podszedł do nas i pomógł mi wnieść Justina do środka.
– Mieliśmy wypadek. – wyszeptał Jus cicho.
– Jaki wypadek?
– Samochodowy. Jakieś auto jechało pod prąd na nas. Justin próbował jakoś go wyminąć, ale wpadliśmy w poślizgi uderzyliśmy o drzewo. Mnie nic się nie stało, ale Justin miał wbite szkło w nogę, które potem wyciągnął.
– Co?! – chłopak popatrzył się na przyjaciela. – Wiesz, że mogłeś zrobić sobie jakąś dodatkową krzywdę? Mało Ci?
Justin nie odezwał się. Poczułam jak jego ramie ześlizguje się ze mnie. Z pomocą chłopaka podtrzymaliśmy go, żeby nie upadł. Szybko popatrzyłam na niego. Był nieprzytomny.
– Pomóż mi zanieść go do gabinetu.
Wzmocniłam uścisk na chłopaku i razem z Ryanem zanieśliśmy go do jego gabinetu. Chłopak otworzył drzwi i moim oczom ukazało się łóżko na kółkach takie jak jest w szpitalu i różne szafki. Położyliśmy Justina na łóżku. Chłopak zbadał mu puls.
– Na szczęście czuję puls. – chłopak odetchnął z ulgą.
– Choć pomóż mi ściągnąć jego spodnie. – powiedział zwracając się do mnie.
– Co? Ja … Nie … ja – zaczęłam się jąkać.
– Coś nie tak? Przecież jesteś jego dziewczyną.
– Nie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. – powiedziałam czerwieniąc się.
– A jednak mówił prawdę. Cóż i tak musisz mi pomóc. – powiedział.
Przełknęłam głośno ślinę. Podeszłam do chłopaka i chwyciłam za jego pasek. Ściągnęłam go, a potem chwyciłam za guzik od spodni i odpierałam go. Następnie odpięłam zamek. Ryan podniósł lekko Justina, żeby nic mu się nie stało, a ja ściągnęłam z niego spodnie. Moim oczom ukazała się głęboka rana. Skrzywiłam się na ten widok. Nienawidziłam krwi.
– Dzięki. Możesz wyjść z pokoju? Muszę zszyć mu tę ranę, a widzę jak reagujesz na krew.
– No dobra – powiedziałam odwracając się i wyszłam z pomieszczenia. Chciałam zostać z chłopakiem, ale wiedziałam, że jest w dobrych rękach.
****
Oto 8 rozdział. Za bardzo mi się nie podoba, ale nie wiedziałam co w nim jeszcze zmienić i nie mam już czasu, bo muszę kuć na egzaminy.
Wszystkim tym którzy piszą egzaminy życzę powodzenia!: *
Do następnego: *
o jejciu... kocham to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że nic mu nie będzie
OdpowiedzUsuńCudowny :3 czekam na kolejny
OdpowiedzUsuń