niedziela, 19 kwietnia 2015

8 "Justin ? Justin, słyszysz mnie ?"

Poczu­łam, jak samo­lot zaczął się trząść. Ści­snę­łam mocno rękę Justina, którą trzy­ma­łam. Sza­tyn popa­trzył się na mnie. Puścił moją dłoń, żeby mocno objąć mnie ramie­niem. Poło­ży­łam głowę na jego ramię.
– Spo­koj­nie Jenn, to tylko tur­bu­len­cje. Nie dener­wuj się tak. – Wyszep­tał w moje włosy, a następ­nie zło­żył na mojej gło­wie poca­łu­nek.
– Jak mam się nie dener­wo­wać jak cały samo­lot się trze­pie? – zapy­ta­łam tro­chę spa­ni­ko­wana. – A co jak zaraz pilot straci nad nim pano­wa­nie, a my spad­niemy?! Ja nie chcę tak młodo umrzeć! Jus ja…
Poczu­łam, jak chło­pak potrzą­sną moimi ramio­nami.
– Jenn uspo­kój się nic Ci się nie sta­nie. Jasne? – prze­su­nął ręką moją głowę, żebym mogła na niego spoj­rzeć. Z jego oczu biła powaga i szcze­rość. Dziw­nie mu uwie­rzy­łam i po chwili wzię­łam głę­boki wdech, a następ­nie wypu­ści­łam powie­trze ustami. Po kilku powtó­rze­niach uspo­koiłam się i opar­łam o fotel. Aku­rat w tym mone­cie samo­lot też się uspo­koił. Usły­sza­łam cichy pisk.
– Prze­pra­szamy za chwi­lowe tur­bu­len­cje. – wydo­był się z gło­śni­ków kobiecy głos.
– Pff tak chwi­lowe – prych­nę­łam pod nosem, ale usły­sza­łam, jak chło­pak obok mnie się zaśmiał. – Prze­nio­słam na niego wzrok. – Justin ile będziemy mniej wię­cej lecieli?
– Około 7 godzin. – powie­dział po chwili zasta­no­wie­nia.
Westch­nę­łam gło­śno i opar­łam głowę o sie­dze­nie. To będzie naprawdę długa droga.

*

– Jenn – usły­sza­łam cichy głos Justina przy moim uchu. Otwo­rzy­łam oczy i rozej­rza­łam się. – Komuś się tutaj usnęło. – powie­dział z uśmie­chem.
– Naj­wy­raź­niej. – powie­dzia­łam zie­wa­jąc. Roz­cią­gnę­łam się i popa­trzyłam na Justina.
– Zaraz będziemy wysia­dać.
– Już dole­cie­li­śmy? – zapy­ta­łam się nie mogąc uwie­rzyć, że tak szybko to minęło.
– Tak prze­spa­łaś całą podróż. – uśmiech­nął się do mnie uro­czo. Miał prze­cu­downy uśmiech.
Po kilku minu­tach już wysia­dły­śmy z samo­lotu i Justin szu­kał swo­jej torby. Rozej­rza­łam się po lot­ni­sku było tro­chę więk­sze niż w Nowym Yorku. Poczu­łam uścisk na swo­jej dłoni spoj­rza­łam na Justina, który posłał mi uśmiech.
-Idziemy? – zapy­tał się. Poki­wa­łam twier­dząco głową. Ruszy­li­śmy do drzwi wyj­ścio­wych z lot­ni­ska. Gdy wyszli­śmy z niego rozej­rza­łam się dookoła. Lon­dyn był naprawdę bar­dzo piękny.
– Pocze­kasz tutaj chwilę? – zapy­tał się chło­pak. Zmarsz­czy­łam brwi nie wie­dząc co chciał zro­bić, ale zgo­dzi­łam się.
Justin poszedł za jakiś budy­nek. Przy­sta­wa­łam z nogi na nogę. Dziw­nie się czu­łam w obcym kraju nie zna­jąc nikogo. Zoba­czy­łam, że obok mnie pod­jeż­dża czarny samo­chód. Szyba uchy­liła się, a ja zoba­czy­łam w środku Justina w oku­la­rach.
– Skąd masz ten samo­chód?
– Z par­kingu – zsu­nął oku­lary na nos i mru­gnął do mnie. – Nie stój tak, tylko wsia­daj.
Ruszy­łam się z miej­sca i pode­szłam do drzwi od pasa­żera, a następ­nie otwo­rzyłam je i usia­dłam na skó­rza­nym fotelu. Justin się­gnął ręką do kie­szeni i wycią­gnął tele­fon. Wyszu­kał jakiś numer, a następ­nie przy­ło­żył tele­fon do ucha.
– Hej Ryan… Wszystko w porządku mam do Cie­bie prośbę … No wiec dowie­dzia­łem się o okrop­nym sekre­cie mojego ojca i razem z Jen­ni­fer ucie­kamy od nie­go… Nie to, tylko przy­ja­ciółka – mówiąc to zer­k­nął na mnie, a następ­nie wsłu­chi­wał się w to, co Rayan ma mu do powie­dze­nia. – Naprawdę … Więc możemy u Cie­bie się zatrzy­mać? … Kurde stary jesteś świetny … Ta to do zoba­cze­nia za nie­długo – roz­łą­czył się, po czym scho­wał komórkę z powro­tem do kie­szeni.
– I co? – zapy­ta­łam się. Chło­pak popa­trzył się na mnie z uśmie­chem.
– Powie­dział, że jestem głupi, że się pytam.
Zaśmia­łam się na jego słowa. Chło­pak prze­krę­cił klu­czyki, po czym ruszył.
– Ile się do niego jedzie?
– Zaw­sze musisz być taka cie­kaw­ska? –za­śmiał się nie spusz­cza­jąc wzroku z jezdni. – Za nie­długo powin­ny­śmy być.
– Dzięki i prze­pra­szam – powie­dzia­łam spusz­cza­jąc głowę.
– Jesteś taka nie­śmiała – powie­dział sza­tyn krę­cąc głową.
– Wcale nie – zaprze­czy­łam.
Jecha­li­śmy auto­stradą przez dzie­sięć minut, a następ­nie wyje­cha­li­śmy z niej i jecha­li­śmy drogą.
– Uwa­żaj! – krzyk­nę­łam zauwa­ża­jąc samo­chód, który jechał pro­sto na nas. Justin krę­cił kie­row­nicą chcąc ochro­nić nas przed wypad­kiem. Samo­chód wpadł w poślizg, a po chwili zaczął dacho­wać. Ude­rzy­łam głową w szybę i poczu­łam ból na czole, a następ­nie spły­wa­jącą po niej ciecz. Samo­chód zatrzy­mało drzewo, w które wpadł. Dym prze­szedł przez roz­bite szyby do środka samo­chodu. Zakasz­la­łam przez dym.
– Justin? – Popa­trzy­łam się na chło­paka, który miał głowę poło­żoną na kie­row­nicy. Szybko odpię­łam pasy i otwo­rzyłam z tru­dem drzwi od mojej strony. Wsta­łam z samo­chodu i od razu zgię­łam się w pół przez ból, który czu­łam przez poobi­jane ciało. Po chwili wypro­stowałam się i pode­szłam do drzwi od strony Justina. Pocią­gnę­łam za klamkę, ale nie chciały się otwo­rzyć. Poło­ży­łam nogę obok drzwi i jesz­cze raz pocią­gnę­łam za nie. Tym razem się otwo­rzyły, a ja upa­dłam na zie­mię. Szybko się podnio­słam i pode­szłam do drzwi. Pod­nio­słam ręką deli­kat­nie głowę chło­paka i prze­ra­zi­łam się na ten widok. Na lewym policzku miał sinika, z czoła tak jak mi leciała krew. Zerk­nę­łam na dół i zoba­czy­łam, że szkoło z roz­bi­tej szyby wbiło mu się w udo. Poczu­łam meta­liczny zapach i zro­biło mi się nie­do­brze. Potrzą­snę­łam deli­kat­nie za jego ramiona, żeby nic mu się poważ­niej­szego nie stało.
– Justin? Justin, sły­szysz mnie? – W odpo­wie­dzi sły­sza­łam lek­kie pomru­ki­wa­nia chło­paka. – Pro­szę otwórz oczy!
Po chwili oczy chło­paka otwo­rzyły się. Widzia­łam w nich dez­orien­ta­cje, ale szybko zmie­niło się w ból.
– Kurwa. – zaklął cicho, ale usły­sza­łam to. Chło­pak spu­ścił wzrok na swoją nogę. Chwy­cił za odła­mek szkła ster­czący mu z nogi. Gdy zorien­to­wa­łam się co chce zro­bić szybko przy­ło­żyłam dłoń na jego.
– Nie możesz tego zro­bić! – powie­dzia­łam gło­śno.
– Czemu? – prze­niósł na mnie wzrok. Moje serce ści­snęło się na widok tego, jak cier­piał.
– Możesz zro­bić sobie jesz­cze więk­szą krzywdę. Naj­le­piej jak­by­śmy poje­chali na pogo­to­wie i zoba­czył to lekarz. – na moje słowa chło­pak szybko potrzą­sną głową.
– Nie możemy iść do leka­rza. Mój ojciec mógłby szybko zorien­to­wać się gdzie jeste­śmy i nie lubię szpi­tali na ten zapach, i widok tych nud­nych bia­łych pokoi, aż rzy­gać mi się chce.
Wzię­łam rękę i odgar­nę­łam włosy, które spa­dły mi na twarz. Justin wyko­rzy­stu­jąc oka­zję, że nie trzy­ma­łam jego ręki wycią­gnął szkoło. Na jego twa­rzy poja­wił się gry­mas bólu. Mocno zaci­snął szczękę i oczy. Z jego uda leciało coraz wię­cej krwi. Wzię­łam do ręki swoją koszulkę i ode­rwa­łam spory kawa­łek mate­riału. Zawią­za­łam go nad jego raną.
– Musimy się z tond ruszyć. – jęk­nął chło­pak.
– Jak Ty sobie to niby wyobra­żasz? Masz głę­boką ranę i zaraz się wykrwa­wisz! – powie­dzia­łam gło­śno cho­dząc naokoło z ner­wów.
– Jenn po pierw­sze uspo­kój się, a po dru­gie pomóż mi wstać. Ryan mieszka pięć minut z tond.
Nie byłam pewna co do tego, co chce zro­bić. Nie­pew­nie pochy­li­łam się i pomo­głam mu się podnieść. Chło­pak syk­nął z bólu lekko się zgi­na­jąc.
– Wszystko w porządku? – prze­stra­szy­łam się czy nic mu się nie dzieje.
– Tak wszystko ok – pró­bo­wał wysi­lić uśmiech, ale nie wyszło mu.
Chwy­ciłam go pod ramię i powoli ruszy­li­śmy. Justin cały czas cicho jąkał. Pró­bo­wałam mu jakoś pomóc. Moja noga dalej dawała o sobie znać, ale igno­ro­wa­łam to. Teraz naj­waż­niej­szy był Justin. Po chwili przed naszymi oczami poja­wił się brą­zowy dom. Justi­nowi coraz cię­żej się szło. Chcia­łam jak naj­szyb­ciej dojść do drzwi, ale wie­dzia­łam, że sza­tyn nie byłby w sta­nie szyb­ciej iść. Kiedy w końcu sta­nę­li­śmy przed drzwiami szybko naci­snę­łam dzwo­nek. Gdy nikt nie otwo­rzył klik­nę­łam jesz­cze raz.
– Spo­koj­nie nie pali się! – usły­sza­łam głos zza drzwi. Kilka sekund póź­niej drzwi się otwo­rzyły, a w nich sta­nął wysoki bru­net. Był uśmiech­nięty, ale jak tylko nas zoba­czył uśmiech szybko opu­ścił jego twarz.
– Boże co się stało? – pod­szedł do nas i pomógł mi wnieść Justina do środka.
– Mie­li­śmy wypa­dek. – wyszep­tał Jus cicho.
– Jaki wypa­dek?
– Samo­cho­dowy. Jakieś auto jechało pod prąd na nas. Justin pró­bo­wał jakoś go wymi­nąć, ale wpa­dli­śmy w pośli­zgi ude­rzy­li­śmy o drzewo. Mnie nic się nie stało, ale Justin miał wbite szkło w nogę, które potem wycią­gnął.
– Co?! – chło­pak popa­trzył się na przy­ja­ciela. – Wiesz, że mogłeś zro­bić sobie jakąś dodat­kową krzywdę? Mało Ci?
Justin nie ode­zwał się. Poczu­łam jak jego ramie ześli­zguje się ze mnie. Z pomocą chło­paka pod­trzy­ma­li­śmy go, żeby nie upadł. Szybko popa­trzyłam na niego. Był nie­przy­tomny.
– Pomóż mi zanieść go do gabi­netu.
Wzmoc­ni­łam uścisk na chło­paku i razem z Ryanem zanie­śli­śmy go do jego gabi­netu. Chło­pak otwo­rzył drzwi i moim oczom uka­zało się łóżko na kół­kach takie jak jest w szpi­talu i różne szafki. Poło­ży­li­śmy Justina na łóżku. Chło­pak zba­dał mu puls.
– Na szczę­ście czuję puls. – chło­pak ode­tchnął z ulgą.
– Choć pomóż mi ścią­gnąć jego spodnie. – powie­dział zwra­ca­jąc się do mnie.
– Co? Ja … Nie … ja – zaczę­łam się jąkać.
– Coś nie tak? Prze­cież jesteś jego dziew­czyną.
– Nie. Jeste­śmy tylko przy­ja­ciółmi. – powie­dzia­łam czer­wie­niąc się.
– A jed­nak mówił prawdę. Cóż i tak musisz mi pomóc. – powie­dział.
Przełknę­łam gło­śno ślinę. Pode­szłam do chło­paka i chwy­ciłam za jego pasek. Ścią­gnę­łam go, a potem chwy­ciłam za guzik od spodni i odpie­ra­łam go. Następ­nie odpię­łam zamek. Ryan podniósł lekko Justina, żeby nic mu się nie stało, a ja ścią­gnę­łam z niego spodnie. Moim oczom uka­zała się głę­boka rana. Skrzy­wi­łam się na ten widok. Nie­na­wi­dzi­łam krwi.
– Dzięki. Możesz wyjść z pokoju? Muszę zszyć mu tę ranę, a widzę jak reagu­jesz na krew.

– No dobra – powie­dzia­łam odwra­ca­jąc się i wyszłam z pomiesz­cze­nia. Chcia­łam zostać z chło­pakiem, ale wie­dzia­łam, że jest w dobrych rękach.

****
Oto 8 roz­dział. Za bar­dzo mi się nie podoba, ale nie wie­dzia­łam co w nim jesz­cze zmie­nić i nie mam już czasu, bo muszę kuć na egza­miny.

Wszyst­kim tym któ­rzy piszą egza­miny życzę powo­dze­nia!: *

Do następ­nego: *

3 komentarze: