piątek, 3 kwietnia 2015

6 "Znaleźli nas"

Zmru­ży­łam oczy na sku­tek pro­mieni sło­necz­nych, które padły na moją twarz. Otwo­rzy­łam oczy i prze­tar­łam je dło­nią. Zerk­nę­łam na Justina, ale on spał dalej. Prze­krę­ci­łam się z boku na plecy. Zrzu­ci­łam z sie­bie koł­drę i zer­k­nę­łam na dół. Ban­daż na moim udzie był cały zakrwa­wiony. Zgię­łam z tru­dem nogę i zaczę­łam odwi­jać ban­daż. Zamknę­łam oczy i wzię­łam głę­boki wdech. Uchy­li­łam powieki i zoba­czyłam, że rana jest w złym sta­nie. Naj­gor­sze było to, że jest głę­boka i zosta­nie mi po niej bli­zna. Prze­krę­ci­łam głowę w bok. Zoba­czy­łam na sto­liku sprej odka­ża­jący i ban­daże. Wzię­łam sprej i nie­pew­nie zbli­ży­łam go do rany i psik­nę­łam. Ból był prze­ra­ża­jący. Ści­snę­łam mocno zęby, a po moich policz­kach momen­tal­nie spły­nęły łzy. Jęk­nę­łam gło­śno, bo już nie wytrzy­ma­łam bólu. Usły­sza­łam jak Justin poru­sza się.
– Co jest? – pyta zachryp­nię­tym, zaspa­nym gło­sem. Prze­krę­cam głowę w jego stronę. Momen­tal­nie przy­bli­żył się bli­żej mnie. Objął mnie ramie­niem i wziął sprej z mojej dłoni. – Kurde Jenn mogłaś mnie obu­dzić.
– Chcia­łam zro­bić to sama. – powie­działam spusz­cza­jąc głowę.
Chło­pak przy­su­nął się do mnie i spraw­nie popsi­kał mi na ranę, a następ­nie zało­żył nowy ban­daż. Potem odkleił pla­ster, który mia­łam na policzku.
– Ta rana wygląda już lepiej i nie trzeba jej zakry­wać – usły­sza­łam, że się uśmie­chał, a następ­nie poczu­łam pie­cze­nie.
– Jestem bez­na­dziejna.
– Co? – zapy­tał się zdzi­wiony chło­pak i podniósł moją brodę pal­cem, żebym mogła na niego spoj­rzeć. – Czemu tak mówisz? – Zmarsz­czył brwi nie wie­dząc, o co mi cho­dzi.
– Po pro­stu, nie mogę się ani podnieść, ani odka­zić głu­piej rany. – powie­działam, a w moich oczach poja­wiły się łzy.
– Jenn to prze­cież nic złego, że Ci poma­gam. Nie czuj się bez­na­dziejna, nie pozwa­lam Ci. Jesteś silną i piękną kobie­tom, a to, co teraz wyga­du­jesz to jakieś bzdury.
– Ale – chcia­łam powie­dzieć nie­starty mi prze­rwał.
– Żad­nych, ale trzeba wsta­wać idziemy coś zjeść i ruszamy dalej w drogę ok? – popa­trzył się na mnie. Poki­wa­łam głową na tak, a na jego twa­rzy poja­wił się deli­katny uśmiech.
Justin spa­ko­wał wszyst­kie rze­czy do walizki i usta­wił ją przy drzwiach.
– Pójdę na dół odnieść walizkę do samo­chodu i zaraz do Cie­bie wra­cam, ok?
– Dobrze.
Justin znik­nął za drzwiami, a ja leża­łam i strasz­nie mi się nudziło. Zerk­nę­łam w bok i zauwa­ży­łam tele­fon chło­paka. Szybko wzię­łam go w ręce i wykrę­ci­łam odpo­wiedni numer. Przy­gry­złam zde­ner­wo­wana wargę i cze­ka­łam, aż ktoś odbie­rze.
– Halo? – usły­sza­łam cichy zroz­pa­czony głos mamy. Moje serce momen­tal­nie ści­snęło się, a w gar­dle poja­wiła się gula- Kto mówi? – Nie potra­fi­łam nic powie­dzieć, cho­ciaż tak bar­dzo chcia­łam. – Jen­ni­fer? To Ty kocha­nie? – W jej gło­sie poja­wiła się nadzieja.
– Mamo. – powie­działam ści­szo­nym gło­sem.
– Boże kocha­nie – usły­sza­łam jak głos mojej mamy się zała­mał. – Gdzie jesteś? Wszystko w porządku? Ktoś coś Ci zro­bił?
-Nie mamo, wszystko jest dobrze. – Skła­ma­łam, ale nie chcia­łam, żeby się zamar­twiała. Po moich policz­kach spły­wały już łzy,
– Kocha­nie, powiedz mi gdzie jesteś, – Gdy mama skoń­czyła mówić do pokoju wszedł Justin. Kiedy zoba­czył co robię pod­szedł do mnie, wziął tele­fon i roz­łą­czył się.
– Jen­ni­fer co zro­biłaś?! – zapy­tał podnie­sio­nym gło­sem. Widać było, że jest wku­rzony. Nie potra­fi­łam opa­no­wać swo­ich emo­cji i wybu­ch­łam pła­czem – Jenn nie płacz prze­pra­szam, że nakrzy­cza­łem na Cie­bie, ale po postu Twoja rodzina może być pod pod­słu­chem, a ja nie wiem co im powie­działaś. – Przy­tu­lił mnie mocno do sie­bie, a ja pła­ka­łam mu w koszulkę.
Pocie­rał mi plecy z góry na dół, ale nie potra­fi­łam się uspo­koić dalej mia­łam w gło­wie zroz­pa­czony głos mamy. Sły­chać było jak cierpi i to przeze mnie.
– Cii. – Justin prze­niósł mnie na swoje kolana i zaczął koły­sać. Po dłuż­szej chwili prze­sta­łam pła­kać i się uspo­ko­iłam. – Lepiej Ci już?
– Tak – wychry­pia­łam.
– To, co idziemy coś zjeść i ruszamy dalej? – zapy­tał się, na co kiw­nę­łam głową na tak.
Wziął mnie na ręce i ruszył do wyj­ścia. Restau­ra­cja znaj­do­wała się na pierw­szym pię­trze. Wesz­li­śmy do niej i wszy­scy od razu na nas spoj­rzeli. Czy to nie nor­malne, że chło­pak nie­sie na rękach dziew­czynę?. Justin pomógł mi usiąść na krze­śle i sam zajął miej­sce naprze­ciwko mnie.
– Co chcesz do jedze­nia? – zapy­tał się po chwili.
Zerk­nę­łam na kartę i nie wie­dział co wybrać.
– Jajecz­nice. – powie­działam do chło­paka po chwili.
Jakby na zawo­ła­nie poja­wił się obok nas kel­ner.
– Dzień dobry. Zasta­no­wili już się pań­stwo? – zapy­tał się patrząc na Justina, a po chwili na mnie. Gdy mnie zoba­czył uśmiechną się i puścił oczko, na co się uśmiech­nę­łam.
– Tak dwie jajecz­nice i her­batę. – Justin powie­dział ostro i posłał chło­pakowi zło­wro­gie spoj­rze­nie. Chło­pak od razu odszedł od naszego sto­lika.
– Ej wszystko w porządku? – zapy­tałam się nie rozu­mie­jąc jego zacho­wa­nia.
– Tak — odburk­nął i spoj­rzał w szybę, która znaj­do­wała się obok nas.
– Wła­śnie widzę. – prze­wró­ci­łam oczami, po czym wycią­gnę­łam rękę, zła­pa­łam go za poli­czek i prze­krę­ci­łam jego twarz w moją stronę. – Co jest?
– Mówi­łem Ci, że wszystko w porządku. – wziął moją rękę ze swo­jej twa­rzy i poło­żył ją na stole.
Westch­nę­łam gło­śno nie chcąc już drą­żyć dalej tego tematu. Po chwili przy naszym sto­liku poja­wił się ten sam kel­ner. Naj­pierw posta­wił talerz i her­batę przede mną. Za co posła­łam mu uśmiech, a następ­nie Justi­nowi, który spio­ru­no­wał go wzro­kiem, na co chło­pak szybko od nas odszedł.
– Chyba już wiem co Cię trapi. – powie­działam z uśmie­chem na twa­rzy. Justin nie­chęt­nie prze­niósł na mnie spoj­rze­nie. – Jesteś zazdro­sny.
– Ja? – poka­zał na sie­bie pal­cem i prych­nął. – Nie, nie jestem.
– Tak jesteś, ina­czej nie zacho­wał­byś się tak. – poka­załam na niego ręką.
– Nie jestem. – powie­dział, a następ­nie wziął wide­lec w ręce i zaczął jeść. Nadal się uśmie­cha­jąc zaczę­łam także jeść.
Kiedy koń­czy­li­śmy posi­łek zoba­czyłam, jak chło­pak zerka na okno i po chwili nie­ru­cho­mieje.
– Co jest?
– Kurwa zna­leźli nas – powie­dział zer­ka­jąc na mnie.
Szybko odwró­ci­łam głowę do okna i zoba­czyłam dwóch umię­śnio­nych męż­czyzn ubra­nych na czarno. Szli do hotelu. Nie roz­po­zna­łam ich.
– Jesteś pewni, że to odpo­wiedni męż­czyźni? Nigdy ich nie widzia­łam.
– Ale ja widzia­łem. To kole­dzy mojego ojca, dużo razy byli u nas w domu. – widać, że był zde­ner­wo­wany. – Skoń­czyłaś już jeść?
Poki­wa­łam głową na tak, bo przez strach nie potra­fi­łam nic z sie­bie wykrztu­sić. Nie chcę znowu zna­leźć się w tam­tym okrop­nym miej­scu. Chło­pak wyjął port­fel z kie­szeni, a następ­nie poło­żył odpo­wiednią kwotę na stół. Wstał ze swo­jego miej­sca i pod­szedł do mnie bio­rąc na ręce. Wysz­li­śmy z restau­ra­cji. Justin zatrzy­mał się przy barier­kach i spoj­rzał na dół, a ja za nim. Męż­czyźni stali przy recep­cji i roz­ma­wiali z recep­cjo­nistką.
– Kurwa – powie­dział Justin roz­glą­da­jąc się naokoło, po czym ruszył przed sie­bie.
Zoba­czy­łam, że idziemy w stronę scho­dów awa­ryj­nych. Zesz­li­śmy nimi na dół i sta­nę­li­śmy przy drzwiach ewa­ku­acyj­nych. Chło­pak naci­snął klamkę łok­ciem i o dziwo otwo­rzyły się. Wysz­li­śmy nimi i chło­pak pobiegł od razu do samo­chodu, wsa­dza­jąc mnie do niego, po czym sam zasiadł za kie­row­ni­com. Zerk­nę­łam w lusterko i zoba­czyłam jak męż­czyźni wybie­gają z hotelu coś krzy­cząc. Justin nie cze­ka­jąc, ruszył szybko spod hotelu. Przełknę­łam gło­śno ślinę jak zauwa­ży­łam w bocz­nym lusterku czarny samo­chód podą­ża­jący za nami.

****

Chcia­ła­bym Wam życzyć weso­łych świąt wiel­ka­noc­nych i mokrego dyn­gusa: D

Do następnego !! :D 

1 komentarz: