piątek, 6 marca 2015

2 "Tak w ogóle jestem Justin"

- Obudź się – słyszę krzyk.
Uchylam niechętnie swoje oczy i widzę mężczyznę. Tego samego co wczoraj mnie spoliczkował.
- Wczoraj nie miałaś ochoty podpisać tego formularza. Więc, dzisiaj to zrobisz. Rozumiesz mnie ? – pochylił się nade mną i poczułam zapach papierosów.
- Nie – nie wiem, skąd pojawiła się u mnie odwaga, żeby się mu przeciwstawić – Nie podpiszę go teraz, ani nigdy! Wypuść mnie do cholery ! Co ja ci zrobiłam!
- Ty, nic mi nie zrobiłaś – powiedział mężczyzna, a następnie się złowieszczo zaśmiał – Ale nie chcesz wiedzieć, co ja mogę ci zrobić.
- Po co w ogóle wam jestem potrzebna ?
- Jeszcze się nie zorientowałaś złotko ?- kucnął obok mojego zwiniętego ciała.- Nie potrzebujemy cię, tylko twoich narządów a w szczególności serce i wątrobę.
Na jego słowa otworzyłam szeroko oczy. Co on przed chwilą powiedział ?.
- Że co ? – zapytałam się, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.
- Głucha jesteś czy co ? – zapytał się już lekko wkurzony. – Potrzebne mi twoje narządy. Więc z łaski swojej podpisz ten formularz i będę mógł zabrać się z moją pracę.
- Nie rozumiem, dlaczego akurat wybraliście mnie – powiedziałam.
- Pamiętasz, jak byłaś na badaniach miesiąc temu ?– zapytał się zirytowany mężczyzna.

-hmm- pomyślałam przez chwilę – no tak.
- W tym właśnie czasie dostaliśmy zlecenie. Moi ludzie przeglądali wyniki w szpitalu. Nie pytaj nawet jak, bo ci nie powiem. Więc twoje wyniki były najlepsze ze wszystkich. Więc przestań gadać i podpisuj to.
- Nie podpiszę tego- powiedziałam pewnie, bo bałam się, jak zareaguje mężczyzna.
Mężczyzna zacisnął ręce w pięści i zmierzył mnie gniewnie wzrokiem. Złapał za moją twarz i wpatrywał się w nią.
- Jeże nie podpiszesz tego dobrowolnie, to cię do tego zmuszę, a uwierz mi, nie chcesz tego.
Przełknęłam głośno ślinę. Mężczyzna wyjął z kieszeni tę głupią kartkę i mi ją podał. Wzięłam ją w rękę i zmięłam, rzucając w kąt pomieszczenia. Mężczyzna wkurzył się, wstał z miejsca i kopną mnie z całych sił w brzuch. Kurwa jak to cholernie boli. Zamachnął się jeszcze raz i po chwili poczułam drugie uderzenie. Schylił się i pociągnął mnie za włosy do góry. Z moich ust wydobył się głośny krzyk, a łzy które wstrzymywałam, popłynęły po moich policzkach.
- Sama to wybrałaś kochanie – szepnął mi do ucha, a ja zamknęłam oczy, nie chcąc się na niego dłużej patrzeć. Po chwili poczułam mocne uderzenie w policzek i kolejne w następny.
- Proszę cię, przestań- błagałam mężczyznę, ale on nic sobie z tego nie zrobił, Otworzyłam oczy i patrzyłam, jak się nade mną pochyla.
Już miał coś powiedzieć, ale drzwi od pokoju otworzyły się i wszedł jakiś kolejny mężczyzna — Szefie twój syn tutaj schodzi. – powiedział, a mężczyźnie, który się nade mnie się pochylał, rozszerzyły się źrenice i mogłam wywnioskować z jego wyrazu twarzy, że jest przestraszony. Szybko ode mnie odszedł i poszedł do mężczyzny.
- Jak to tutaj schodzi?! Nie może tutaj wejść. On. – nie dokończył, bo w progu pokazał się jakiś chłopak. Miał na oko dwadzieścia lat. Włosy miał postawione na żelu do góry, czekoladowe oczy i mogę powiedzieć, że był przystojny.
Rozejrzał się dookoła i zatrzymał swój wzrok na mnie- Beże co tutaj się dzieje Tato ? – spojrzał na niego z przerażeniem.
- Tyle razy mówiłem ci, że nie możesz tutaj schodzić ! – powiedział mężczyzna i złapał za ramię chłopaka, wyciągając go z pomieszczenia. Zamkną drzwi i usłyszałam przekręcany klucz. Jakbym miała jeszcze siły, żeby stąd uciec. Słyszałam jakieś krzyki, ale nie mogłam usłyszeć, o czym oni rozmawiają, a nawet nie chciałam. Położyłam się na plecach, a z moich oczu dalej leciały łzy. Chciałam wrócić do domu, do mojej rodziny. Tak bardzo za nimi tęsknię. Za moją nadopiekuńczą mamą, za tatą który rzadko jest w domu, bo pracuje, żeby utrzymać rodzinę i za moim wkurzającym starszym bratem. Chciałabym ich zobaczyć.
Objęłam się ramionami, bo w pomieszczeniu było strasznie zimno. Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła, ale niczego nie znalazłam. Żadnego materaca, czy koca. Westchnęłam głośno. Wiem, że to już mówiłam, ale tak bardzo nie chcę tutaj być!. Przekręciłam się na bok i próbowałam jakoś się ułożyć. Pomimo że całe moje ciało strasznie mnie bolało i nie czułam twarzy.
- Pss – Poderwałam głowę do góry i próbowałam zlokalizować, z kąt pochodzi ten dźwięk. – Tutaj.
Odwróciłam głowę do miejsca, skąd dobywał dźwięk. Próbowałam się podnieść, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Jakoś się doczołgałam do ściany i zobaczyłam, że jest tutaj klatka wentylacyjna. Przysunęłam głowę do niej i popatrzyłam. Zobaczyłam twarz chłopaka.
- Wszystko dobrze ? – zapytał się cicho. Słyszałam w jego głosie troskę.
- Nie – pokręciłam głową, a mój głos załamał się przez płacz. Spuściłam głowę na dół.
- Ej popatrz się na mnie – powiedział. Podniosłam głowę i popatrzyłam na chłopaka. – Co mój ojciec chce od ciebie ?
- Moich narządów. – powiedziałam, a mój płacz przeszedł w szloch.
- Że co ? – wyszeptał. Oczy miał szeroko otwarte i wydać było, że był zdziwiony tym, co usłyszał. Pokręcił głową i znowu popatrzył na mnie. – Nie mogę w to uwierzyć.
- Niestety to prawda – powiedziałam.
-Ej nie płacz.
Widziałam, jak coś robi przy klatce i po chwili wyciągną kratkę, która nas odgradzała. Otwór był średni, ale mogłam teraz przyjrzeć się dokładniej chłopakowi. Był naprawdę przystojny.
Wyciągnął rękę w moją stronę i chwycił moją. Ścisnął ją mocno, żeby mnie jakoś pocieszyć.
-Ciiii– wyszeptał. Rozplątał nasze palce i przeniósł ją na moją twarz. Pogłaskał mnie po policzku, na co się skrzywiłam się z bólu. Szybko wziął ją i chwycił mnie znowu za rękę – Przepraszam.
- Nic się nie stało- powiedziałam i trochę się uspokoiłam. – Dlaczego jesteś dla mnie miły ?
- O co ci chodzi ?- chłopak zmarszczył brwi i popatrzył się na mnie.
- No… jesteś synem tamtego mężczyzny. – powiedziałam i popatrzyłam się na niego. Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego jest dla mnie miły, chociaż jego ojciec chce mnie zabić, a moje organy wewnętrzne sprzedać gdzieś za grube pieniądze.
- Nigdy nie wiedziałem, co robi mój ojciec. Nie pozwalał mi tutaj schodzić. Już teraz wiem dlaczego. – spojrzał się na mnie. Widziałam w jego oczach, że strasznie mi współczuje.
Pokiwałam głową, bo nie wiem, co mogłabym mu powiedzieć. Chłopak ścisnął moją rękę.
- Tak w ogóle jestem Justin – uśmiechną się do mnie. Nie mogłam się powstrzymać i też się uśmiechnęłam. Jego uśmiech był bardzo zaraźliwy.
- Jennifer.
- Ładne imię – powiedział, na co się zarumieniłam. Na szczęście chłopak tego nie mógł zobaczyć, ponieważ było ciemno w pomieszczeniu.
- Justin ! – usłyszeliśmy krzyk, na co się spięłam.
Chłopak popatrzył się na mnie, po czym ostatni raz ścisnął moją rękę i zabrał ją.
- Muszę już iść, ale jutro jeszcze raz przyjdę. Dobrze? – zapytał się, na co kiwnęłam głową.

Justin założył kratkę z powrotem na miejsce, po czym podniósł się i poszedł. Był naprawdę miły inny niż jego przerażający ojciec.
*****

Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że chociaż w minimalny sposób wam się spodobał ;)
Dziękuję za 5 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Nie wiecie nawet jak mnie to ucieszyło <3 <3

8 komentarzy:

  1. Woow *.* cudowny czekam na wiecej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. JEZUSIU JUSTIN JESTES NAJLEPSZY!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo 😍 czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział znowu cudowny z resztą tak jak poprzedni, który również taki był.
    Czekam na nexta i w między czasie zapraszam do siebie na nowe rozdziały:
    http://dangerouszaynmalik.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny ,cudowny ,piękny ,idealny *_* Czekam na następne xo

    OdpowiedzUsuń
  6. czekam na kolejny świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń